
Arka Gdynia w Ekstraklasie? Ile to już razy słyszeliśmy i widzieliśmy. Ile to już razy było tak blisko i ile to już razy się nie udawało. Ale kto wie, może właśnie teraz? Może w tym sezonie, gdy w polu karnym rywala nie ma już Karola Czubaka, a kroczącego od zwycięstwa do zwycięstwa Tomasza Grzegorczyka zastąpił Dawid Szwarga. Może właśnie teraz, gdy tak naprawdę – poza ospałą grupą pościgową z Niecieczy czy Legnicy – ciężko wskazać faworyta do awansu. Może w tym szaleństwie jest metoda?
Gdynia – stosując nazewnictwo używane przez jej mieszkańców miasto z morza i marzeń. Od wielu lat niespełnionych marzeń. To, co kilka miesięcy temu wydawało się kwestią czasu, nie zakończyło się awansem, a spektakularną klęską. Kolejna (trzecia) barażowa katastrofa, kolejne trzęsienie ziemi na boisku w Gdyni i kolejny pożar, który resztkami sił, na początku sezonu ugasić próbował Wojciech Łobodziński, ale dopiero jego następca wyprowadził Arkę na prostą i przekazał trenerską pałeczkę komuś innemu. Dziś nad klubowym bezpieczeństwem w tej niełatwej, ligowej sztafecie czuwa już Wojciech Pertkiewicz – najbardziej utytułowany w historii prezes, który wrócił do klubu, w którym stery po raz pierwszy i jak się okazało nie ostatni obejmował w czerwcu 2012 roku.
Piąta już próba Arki, jeśli chodzi o powrót do grona najlepszych drużyn w Polsce w tym sezonie przebiega w dobrze wszystkim znany i… nie zawsze lubiany w Gdyni sposób. Lider rozgrywek, który od października nie zaznał smaku porażki, na zimę postanowił zasiać ogromne ziarno niepewności. Wszystko za sprawą dość niekonwencjonalnej roszady na trenerskiej ławce. Autora bez wątpienia najlepszego tzw. efektu nowej miotły Tomasza Grzegorczyka zastąpił Dawid Szwarga. Wątpliwości, czy nowy trener ponownie będzie w stanie wejść i nie wywrócić się w dużych butach po swoim poprzedniku było sporo, ale ostatnie tygodnie w Trójmieście zdają się na trybunach rozwiewać niepewność.
W 2025 roku tylko dwa zespoły jeszcze nie przegrały: Polonia Warszawa oraz Arka, która od siedmiu miesięcy w Gdyni i jedenastu spotkań w lidze i nie spotkała na swojej drodze pogromcy. Liderowi rozgrywek pod wodzą Dawida Szwargi póki co nie robi różnicy to, czy gra toczy się u siebie, czy pojedzie się na obcy teren i trzeba radzić sobie przez większą część w niedowadze na boisku – na razie Arkowcy robią po prostu swoje. Sześć spotkań, cztery zwycięstwa, tylko dwie bramki stracone w tym roku i najmniej w lidze. Do tego kilka naprawdę interesujących akcji, sporo niezłych wymian piłką i goli po stałych fragmentach gry. Pewny między słupkami Damian Węglarz, w miarę zorganizowana obrona, aktywność z przodu. Po pierwszym, pełnym ligowym miesiącu pracy Dawid Szwarga na razie niczego nie popsuł.
Siłą lidera w tym sezonie zdaje się być nie tylko szczelna defensywa, ale to umiejętne rozkładanie odpowiedzialności na wszystkich zawodników. Zero taktyki opartej na szukaniu na boisku jednego-dwóch graczy, którzy mają czynić cuda. Na listę strzelców Arki w tym sezonie wpisywało się już czternastu zawodników – od rzecz jasna nieobecnego już w klubie Karola Czubaka, przez Michała Marcjanika, aż po Alassane Sidibé, który w niedzielę przypieczętował w pełni zasłużone zwycięstwo nad Miedzią Legnica. Naszkicowany przez Dawida Szwargę plan zdaje się więc mieć ręce i nogi, co pozwala żywić po raz kolejny nadzieję, że dalsza realizacja nastąpi w kwietniu, gdzie na Arkowców czekają drużyny z dolnych rejonów tabeli.
Hubert Mikusiński