Wisła Kraków, Arka Gdynia, Lechia Gdańsk, GKS Katowice, Polonia Warszawa, Motor Lublin i tak dalej i tak dalej… Rozgrywki Fortuna 1 ligi w tym sezonie nabite są do granic możliwości historią, emocjami i spotkaniami, o których wielu z nas nigdy nie zapomni. Te najlepsze mamy nadzieję dopiero przed nami, ale te niezwykle ciekawe też już za nami. Dziś postanowiliśmy Was zabrać w niedaleką przeszłość i przedstawić nasze NAJPIĘKNIEJSZE SPOTKANIA pierwszej części tegorocznej kampanii na zapleczu Ekstraklasy.

10. WISŁA KRAKÓW – ZNICZ PRUSZKÓW 6:2

Na początek wybór może trochę nieoczywisty z dwóch powodów. Po pierwsze – mniej istotne (przynajmniej dla nas) ilość bramek – największa, jaka padła w jednym meczu na przekroju całego sezonu. Po drugie – nieco ważniejsze postawa gości. Znicz nie stanął głęboko z tyłu. Nie czekał na swoją jedną jedyną sytuację w tym spotkaniu, tylko wyszedł z otwartą przyłbicą na Reymonta, miał swój plan na to spotkanie do 33 minuty, kiedy kontuzja środkowego obrońcy Michała Grudniewskiego wywróciła wszystko do góry nogami. – Jeśli mógłbym zagrać jeszcze jeden dodatkowy mecz, by zdobyć dodatkowe punkty, to byłaby to Wisła Kraków. – Ten mecz mnie najbardziej boli i nie mogę się doczekać rewanżu – mówił Mariusz Misiura na klubowej stronie Znicza, gdy został zapytany o spotkanie, które mógłby powtórzyć z pierwszej części sezonu.

9. LECHIA GDAŃSK – GKS KATOWICE 5:1

Świecące pustkami w wyniku kary za racę trybuny jedno z najpiękniejszych, a może i najpiękniejszego stadionu w Polsce i najwyższe domowe zwycięstwo Lechii od siedmiu lat. W meczu drużyn, które po 15 latach rozłąki spotkały się na ligowym szlaku, oprócz kibiców było właściwie wszystko. Interwencje VAR, niewykorzystane sytuacje, czerwone kartki dla gości i nade wszystko popisowa gra po przerwie gospodarzy, którzy do pewnego czasu mieli problemy w tym meczu. W kolejnych ligowych tygodniach pokonani pogrążyli się w kryzysie, a Lechia w następnych kolejkach udowodniła, że jej zapowiadany latem piłkarski pogrzeb raczej prędko nie nastąpi.

8. WISŁA KRAKÓW – STAL RZESZÓW 0:0

Inauguracja rozgrywek 2023/2024 – jak się później okaże – niezbyt udana przy Reymonta. Sporo sytuacji, mnóstwo rzutów rożnych, nieuznane bramki i bezbramkowy remis, z którego bardziej tego dnia mogli być zadowoleni goście, dla których była to pierwsza zdobycz punktowa w tym sezonie. Dla gospodarzy nie pierwszy i nie ostatni jesienią, jeśli chodzi o boiskowe wydarzenia mecz do zapomnienia. A wszystko to na oczach rekordowej w I lidze publiczności, która w pierwszy weekend sierpnia przy Reymonta oklaskiwała i żegnała swoją legendę – Jakuba Błaszczykowskiego.

7. WISŁA PŁOCK – POLONIA WARSZAWA 3:0

Jedno z najgorszych spotkań w 2023 roku w wykonaniu gości i przede wszystkim jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu wielu Nafciarzy. Po trzech latach i dziewięciu miesiącach od podpisania umowy na budowę nowego obiektu Wisła Płock rozpoczęła (również na naszych oczach) nowy rozdział w swojej historii. W pierwszy weekend września nikt nie zadręczał się już myślami o tym, co wydarzyło się kilka miesięcy temu – każdy żył chwilą i co najważniejsze jednym z najbardziej okazałych zwycięstw w 2023 roku gospodarzy. Łukasz Sekulski, Marcin Biernat i spółka, w kierunku wypełnionych po brzegi trybun nowego stadionu wysłali nie tylko najlepszy prezent kibicom, ale też zaproszenie na kolejne, domowe spotkania.

6. WISŁA KRAKÓW – GKS KATOWICE oraz GKS TYCHY – TERMALICA BRUK-BET 3:2

I jeszcze raz Wisła Kraków, ale tym razem w parze z GKS-em Tychy. Dwie drużyny z ligowej czołówki, które w ligowym towarzystwie na zapleczu Ekstraklasy wyjątkowo upodobały sobie zdobywanie bramek w ostatnim kwadransie. Biała Gwiazda tej jesieni robiła to najczęściej – nawet w sytuacjach tak beznadziejnych, gdy rywal na kilka minut przed końcem prowadził 2:1 (a mógł nawet i 3:1, gdyby nie kapitalna interwencja na linii bramkowej Alana Urygi). Ofiarność kapitana, przerwa w grze spowodowana odpaleniem rac i co za tym idzie przedłużone o 11 minut spotkanie zakończyło się prawdziwym cudem nad Wisłą. Wszystko za sprawą bramek zdobytych w 97 i 100 minucie.

Dwa dni później – wydawać by się mogło – niemożliwego na własnym obiekcie dokonał GKS Tychy, który przegrywając po 45 minutach 0:2 z Bruk-Betem w samej końcówce z ofiary zamienił się w oprawcę. W teorii wydawało się to niemożliwe, nawet dla samego trenera. – W swojej karierze trenerskiej rzadko wątpię, ale w przerwie miałem lekkie zwątpienie, czy zdołamy odrobić straty – komentował Dariusz Banasik. Gol kontaktowy po godzinie gry, a pół godziny później stało się coś, co GKS lubi i umie robić w tym sezonie – o czym jeszcze napiszemy w drugiej części. Dwa gole w końcówce, trzy punkty na koncie i odwrócone losy meczu w nieprawdopodobnych okolicznościach na zakończenie kolejki. Gościom z Niecieczy pozostało tylko niedowierzanie…

Ciąg dalszy nastąpi…

Hubert Mikusiński