Tyle się nasłuchałem i naczytałem przed sezonem, że ta I liga w tym roku miała być taka mocna, tymczasem na starcie Wisła Kraków póki co wydaje się być słabsza niż była. Arka jest słabsza niż była. Termalica też jakby słabsza niż była. Przebudowane Podbeskidzie też słabsze niż było. Spadkowicze z Gdańska i Płocka na razie przeciętni, a o Zagłębiu Sosnowiec czy drużynach z Rzeszowa to w ogóle nie ma co wspominać. Zaskakują (przynajmniej mnie) na razie za to inni, ale o nich na końcu…

Chrobry Głogów, GKS Katowice, Odra Opole czy liderujący obecnie GKS Tychy, to zupełnie inne historie. Nieprzerwany, najdłuższy staż w XXI wieku na boiskach 1 ligi, który mam wrażenie, że w przypadku przynajmniej jednej z tych ekip skończy się w tym sezonie wreszcie sukcesem albo sporym niepowodzeniem. Zresztą przy takim składzie drużyn przegranych może być wielu i tyczy się to głównie zespołów marzących o szybkim powrocie na boiska Ekstraklasy. A takich jest wielu… Od Niecieczy, przez Kraków, Płock, aż po Gdańsk…

Wisła, Lechia, Arka, Polonia, GKS Katowice, Zagłębie, Motor, Wisła Płock, a do tego jeszcze popularne w swoich regionach drużyny z Rzeszowa, Miedź, Podbeskidzie czy Górnik – nie znam osoby, na której taki skład nie robiłby wyrażenia, ale jak to z wrażeniami różnie bywa. Przed startem sezonu nie tylko zastanawiałem się, kto może awansować, a kto spaść, ale zadawałem sobie pytanie, ile drużyn rozpocznie swój co najmniej drogi sezon na zapleczu Ekstraklasy. I wiecie ile jest takich zespołów? Tuzin! 12 klubów, które utknęło w miejscu, z którego po spadku ciężko się wydostać.

Jak ciężko wrócić od razu do najwyższej klasy rozgrywkowej po spadku przekonała się nie tylko kilka miesięcy temu krakowska Wisła, ale wiele innych drużyn. Ostatnim zespołem, któremu ta sztuka się udała był Górnik Zabrze, a miało to miejsce w sezonie 2016/2017. Sześć kolejnych sezonów bez awansu spadkowicza, to nie są optymistyczne prognozy dla Lechii Gdańsk, Wisły Płock oraz Miedzi Legnica – zespołów, które przed chwilą opuściły Ekstraklasę. Bukmacherzy najwięcej szans na szybki powrót dawali i wciąż pewnie dają tej ostatniej drużynie, ale akurat tym prognozom nie specjalnie ufam. Szczególnie po ostatnim sezonie, gdy ŁKS był w środku bukmacherskiej stawki, nie wspominając już o chorzowskim Ruchu. Na nosie póki co pięknie wszystkim gra duet beniaminków z Pruszkowa i Lublina.

Znicz Pruszków może i na razie grał ze słabym póki co Zagłębiem Sosnowiec i jeszcze słabszą Resovią Rzeszów, ale obok tego zespołu, od dłuższego czasu trudno przejść obojętnie – przynajmniej mi. Tu nie ma przypadku, że niepokonana w tym roku na obcych boiskach drużyna dość sympatycznie przywitała się z nową, ligową rzeczywistością. Pewnie nie raz jeszcze przegrają, ale w tym Pruszkowie widać to, czego od dłuższego czasu nie mogę zaobserwować np. w takim Podbeskidziu, Arce czy innych zespołach. Ręki trenera, którego nie przypadkowo mianowaliśmy trenerem sezonu w 2 lidze.

Oczywiście głosy mówiące o tym, że to Feio bardziej zasłużył były dla mnie w pełni zrozumiałe. W Lublinie rękę (chociaż złośliwi pomyślą co innego) trenera z Portugalii widać od dawna. Gonçalo dla mnie to swoisty fenomen w polskiej piłce – człowiek, który zmienił DNA klubu – wydawać się mogło – naznaczonego genem nieszczęścia i otoczonego ludźmi markującymi pracę. W Lublinie jest niewidziana dawno konsekwencja w wynikach i co za tym idzie kontynuacja mody (już nie tylko na ten żużlowy), ale na piłkarski Motor Lublin. Traumatyczne przeżycia sprzed trzech lat z Zabierzowa to już historia. Przed chwilą wizyta na pięknym stadionie w Gdańsku, za chwilę derby przez duże D z Górnikiem Łęczna i kolejne atrakcyjne spotkania ze Stalą Rzeszów czy Wisłą Kraków.

Fajna jest ta liga w tym roku i oby dalej taka była.

Hubert Mikusiński