Jako dzieciak z rocznika 89, wpatrując się w stary telewizor, przeżyłem dosłownie wszystko z tą drużyną. Zachwyciłem się zrywem przeciwko Saragossie, później Parmie i Schalke. Popłakiwałem po rewanżu Panathinaikhosem, smuciłem się po porażce w Nikozji i wkurzałem po Valerendze, Levadii czy przełożonym rewanżu z Lazio. Do tego Tottenham z Balem i Modriciem, Inter z Adriano, Barcelona, Real. Wszystkie te historie z młodzieńczych, beztroskich lat zawsze skłaniały mnie do tego, aby jako kibic polskiego futbolu życzyć Wiśle Kraków po prostu wszystkiego co najlepsze. I to nie tylko w Europie, która jak wiemy była ostatnio przyjemnym, nie takim chwilowym – jak mogło się wydawać – dodatkiem, ale przede wszystkim w lidze. Lidze, z której Biała Gwiazda dziś nie może się wyswobodzić. Lidze, w której los Białej Gwiazdy stoi pod dużym znakiem zapytania.
Na samym początku muszę zaznaczyć, że już dawno wyleczyłem się z tego, czym niektórzy ludzie wciąż żyją albo próbują resztkami sił żywić się w Krakowie – mianowicie mitu wielkiej Wisły. W moim przypadku nie zmieniła tego ani szaleńcza, ligowa pogoń wiosną 2023 roku, gdy Biała Gwiazda wygrała 12 z 16 spotkań, a na ostatniej prostej i tak pośliznęła się na skórce od banana w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Nie zmienił tego również zdobyty w maju Puchar Polski, który mam wrażenie zatuszował, zamazał lub też ukoił wszystkie, dotychczasowe ligowe bolączki, z jakimi zmagał się od dłuższego czasu ten klub. Od kolekcjonowanych czerwonych kartek, przez dziurawą defensywę, która nie uwierzycie… w 33 rozegranych spotkaniach rozegranych w tym roku (łącznie z wszystkimi pucharowymi) zero z tyłu zachowała tylko w 3 przypadkach, aż po Rodadodependiencie – widoczną jak na dłoni również w tym sezonie. Mimo to w Krakowie niezmiennie handlowano nadzieją i próbowano już chyba każdego możliwego konceptu.
Sięgając do bardziej odległych zakamarków pamięci i poczynając od trenerów: Skowronek – obrona i kontra. Hyballa – gegenpressing. Gulla tikitaka. Brzęczek – niski pressing, doskok, Sobolewski (najdłużej pracujący w ostatnich sezonach) posiadanie piłki i odbiór na połowie rywala, AI i Albert Rudé z 19 zdobytymi punktami na 45 możliwych. Aż po Kazimierza Moskala, na którym w czerwcu wiele osób (w tym również i ja) zaczęło od nowa budować swoje nadzieje – również w połączeniu z bardziej polską kadrą. Po poniedziałkowym trzęsieniu ziemi w klubie trzeba zaczynać wszystko od nowa. Wyłączając trenerów tymczasowych, siedmiu ostatnich szkoleniowców w Wiśle Kraków (jak wyliczył analizujący polską piłkę na X Stanisław Madej) pracowało średnio 8 miesięcy. I tylko ten wspomniany przed chwilą Radosław Sobolewski (pojawi się dziś przy Reymonta z Odrą Opole) przekroczył barierę 400 dni. Totalny obłęd, w którym nic nie jest dla mnie racjonalne, nic nie jest przemyślane, nic nie jest zaplanowane i nic nie jest pewne. Choć kilka dni wcześnie padały słowa o zaufaniu i cierpliwości.
Niektórzy do dnia dzisiejszego zadają sobie pytanie, czy leci z nami pilot? I pewnie mógłbym napisać, że Wisła Kraków leci bez pilota, ale to przecież nie prawda. Wisła Kraków leci z pilotem. Raz w stronę Sevilli, machając dźwignią w dowolną stronę, kręcąc sterami na lewo i prawo i mknąc dalej w kierunku swojego własnego świata. Dla większości z nas kompletnie niezrozumiałego, odrealnionego od piłkarskiej rzeczywistości, która dla klubu z Krakowa znowu zdaje się być mocno przytłaczająca. Do boiskowych kłopotów objawiający się również totalnej indolencji strzeleckiej (zwłaszcza ostatnio z Wartą i Kotwicą) wspomniany pilot postanowił dołożyć kolejne. Takie, z których ciężko będzie się wydostać z jednego, prostego powodu – braku zaufania kibiców, które zostało nadszarpnięte. Dla mnie nie tylko ze względu na osobę trenera, ale nade wszystko na pomnikową postać, jaką był od lat kierownik Jarosław Krzoska – człowiek, którego zawsze pamiętałem z ekranu tego starego telewizora.
Dziś chyba tak naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć, na co stać Wisłę Kraków. Nikt nie jest chyba tak naprawdę w stanie przewidzieć i powiedzieć, gdzie Wisła będzie za miesiąc, za pół roku, a i gdzie Biała Gwiazda będzie za rok albo i trzy lata. Pewnie nikogo nie zdziwi walka o europejskie puchary. Nikogo nie zdziwi też walka o utrzymanie. Nikogo również nie zdziwi kupno dwóch nowych zawodników za dobre pieniądze, powrót Alberta Rudé albo Kiko Ramiera. Nikogo też nie zdziwią kolejne pogłoski o zaległościach finansowych i kolejne zmiany w klubie. Wisła Kraków z drużyny moich dziecięcych marzeń stała się klubem totalnie niezrozumiałym w swoim działaniu. Ale może w tym chaosie jest metoda?
Hubert Mikusiński