
Gdy ktoś niespodziewanie próbuje wcisnąć się między wielkich faworytów rozgrywek, to zawsze jego obecność wywołuje pewne poruszenie. Zwłaszcza na zapleczu Ekstraklasy, gdzie nie brakuje wielkich, uznanych piłkarskich firm, chcących powrócić na najwyższy poziom. Tymczasem po 23. kolejkach do czołówki coraz śmielej puka zespół, który nie tak dawno, dość niespodziewanie wrócił na drugi level rozgrywkowy, gdzie dziś mocno rozpycha się rękami Piotra Misztala i nogami Radosława Majewskiego.
Drugi sezon dla beniaminka? Ile razy już to słyszeliście, że ponoć znacznie trudniejszy niż ten premierowy. A gdy do tego wszystkiego ma się ograniczone możliwości organizacyjne i latem dochodzi jeszcze pożegnanie trenera, który w klubie, po latach wspomnień Roberta Lewandowskiego i kręcenia się w kółko między miejscami 8-15 najpierw przywrócił, a później w dobrym stylu utrzymał Znicz na zapleczu Ekstraklasy można było mieć spore wątpliwości… Tymczasem piłkarska banda z Pruszkowa, już bez swojego kapitana Krystiana Pomorskiego i wojującego na boisku japońskiego samuraja Nagamatsu, ale za to pod rządami Grzegorza Szoki (wcześniej nie prowadzącego seniorskiego zespołu) w tym sezonie ma się dobrze. Na tyle dobrze, że od strefy barażowej dzielą ją zaledwie dwa punkty.
Transmitujące spotkania Betclic 1. Ligi TVP raczej nie może mieć problemów w ostatnich miesiącach ze sklejeniem highlightów z najmniej pojemnego stadionu na zapleczu Ekstraklasy. Znicz od początku sezonu, z drugiego, ligowego szeregu za faworytami rozgrywek, w górę tabeli zaczął skradać się po cichu, bezszelestnie, w swoim – dobrze znanym z poprzedniego sezonu – stylu. Od wygranej w stolicy z Polonią, przez kolejne punkty wywalczone w meczach z Ruchem Chorzów, Wisłą Kraków, Arką w Gdyni, aż po ostatnie, zdobycze punktowe przy Reymonta, na Lubelszczyźnie oraz z Miedzią Legnica. Dziewiąta siła zaplecza Ekstraklasy, na obecnym etapie rozgrywek ma tyle samo zwycięstw i pięć punktów więcej niż w poprzedniej kampanii. Całkiem nie najgorzej, gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie organizacyjne ograniczenia w Pruszkowie.
Jak to więc możliwe? – Fajnie się czujemy w swoim towarzystwie i na boisku na pewno to widać, że jesteśmy taką ekipą, która wie po co tam wychodzi – ocenił dobre wyniki Znicza Paweł Moskwik. Najpierw Mariusz Misiura, a później Grzegorz Szoka zbudowali drużynę na zawodnikach zarówno doświadczonych, jak i również takich, którzy potrzebowali nowego życia. Od zapewniającego spokój w tyłach najstarszego, wskrzeszonego po poprzednim sezonie bramkarskiego fachowca w lidze Piotra Misztala oraz Oskara Koprowskigo, przez najstarszego strzelca w rozgrywkach Radosława Majewskiego, który jesienią na dobre rozruszał ofensywę Znicza, aż po wielu innych zawodników – niedocenionych i trochę zapomnianych. Szoka mając więc ciekawy skład i względny spokój poprzez dobry początek sezonu zdaje się kontynuować na swój sposób dzieło poprzednika.
Czy wszystkie przedstawione wyżej argumenty będą aktualne za chwilę, po meczu z nieobliczalną Kotwicą Kołobrzeg albo za ponad miesiąc, kiedy Znicz Pruszków będzie już po serii spotkań z dolną częścią ligowej tabeli? – Najpierw utrzymanie, a później zobaczymy co będziemy dalej robić i jakie problemy stworzyć dalej w Pruszkowie – stwierdził z uśmiechem Paweł Moskwik. Na dziś, w przypadku tej drużyny wiemy jedno – jest powtarzalność, której Grzegorzowi Szoce i spółce mogą pozazdrościć inne kluby. Powtarzalny w swoich boiskowych działaniach jest dokładający asysty Paweł Moskwik. Powtarzalny, jeśli chodzi o prezentowany poziom na boisku wciąż jest Radosław Majewski. Powtarzalny jest również Daniel Stanclik, który w tym sezonie ruszył na dobre w strzelecki pościg oraz inni. Beniaminkowie obecnego sezonu mogą brać więc przykład. Bez większych nakładów finansowych i warunków do trenowania w tej lidze też można wygrywać.
Hubert Mikusiński