III-ligowa Avia Świdnik grająca z będącym na zapleczu Ekstraklasy Ruchem Chorzów – to nie zdarza się zbyt często, dlatego we wtorkowy, deszczowy poranek postanowiliśmy wybrać się (nie po raz pierwszy zresztą) do lotniczego miasta. Miejsca na Lubelszczyźnie, które od wielu, wielu lat nie może poderwać swoich piłkarskich skrzydeł wyżej niż III-ligowy poziom rozgrywkowy. Klubu, który od blisko dwóch dekad nie poznał znaczenia słowa awans, a smaku szampana na boisku kosztował tylko podczas rozgrywek Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim.

Świdnik we wrotek żył futbolem. Mimo wczesnych godzin południowych, stadion mogący pomieścić niecałe trzy tysiące widzów tętnił innym życiem niż dotychczas. Okolicznościowe koszulki, klubowe gadżety, znikające w tempie darmowych wiaderek w jednym z budowlanych marketów. Mnóstwo rozentuzjazmowanych dzieciaków. Częstująca nie tylko śląską delegację swoim uśmiechem i otwartością Pani Prezes Avii Monika Borzdzyńska wraz z Panią Wiceprezes Agnieszką Nowak-Szpurą, czyli duet, który z całą pewnością jest pewnym, piękniejszym ewenementem w polskiej piłce. A to tego trzymający rękę na pucharowym pulsie wielki, piłkarski entuzjasta Marcin Dmowski – na co dzień burmistrz Świdnika, a po godzinach jeden z naszych widzów. Człowiek, który ma swoje plany, marzenia i przede wszystkim wiarę w to co robi od czasu swojej samorządowej posługi.

Przechadzając się po klubowych korytarzach Dumy Lotniczego miasta (przydomek Avii) nie sposób nie dostrzec pustki w gablocie z trofeami. 21 sezonów spędzonych na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, gdzie udało się zająć m.in. 5 pozycję w sezonie 1981/1982 i pamiętna historia Pucharu Polski sprzed ponad blisko 40 lat. Odwoływał się do niej nie tylko mural na klubowym budynku, ale również efektowny baner wywieszony przez miejscowych kibiców w drodze na stadion. Historia Wiecznie Żywa, czyli napis nawiązujący do wydarzeń z 1985 roku, gdy Avia po tym jak w rzutach karnych wyeliminowała Ruch Chorzów znalazła się w pucharowej ósemce. We wtorkowe popołudnie, swój osobisty rozdział na nowo pisać chciał m.in. człowiek, który z Ruchem spotykał się wyjątkowo często -reprezentując barwy klubów z Ekstraklasy, I, II, a dziś III ligi. Dla Patryka Małeckiego potyczki z chorzowskim klubem kiedyś były codziennością, a dziś są miłym dodatkiem i okazją do wspomnień. Dzielił się nimi m.in. z trenerem Niebieskich Dawidem Szulczkiem, którego zna doskonale ze swoich rodzinnych Suwałk.

Puchary jak powszechnie wiadomo rządzą się swoimi prawami – to frazes odmieniany przez wszystkie przypadki, gdy tylko dochodzi do takich spotkań, jak to pomiędzy Avią Świdnik i Ruchem Chorzów. Zwłaszcza w tej edycji Pucharu Polski, gdzie doszło już do wielu sensacyjnych historii (m.in. Polonia Bytom wyeliminowana przez Avię). Nic więc dziwnego, że i tym razem miejscowi mieli ochotę dopisać kolejny, pucharowy rozdział w historii, choć w pełni zdawali sobie sprawę z powagi rywala. Okoliczności mimo różnicy dwóch klas rozgrywkowych mimo wszystko zdawały się być sprzyjające. Wszystko za sprawą Wojciecha Szaconia, który odkąd sięgnął samodzielnie za stery Avii, jego zespół leci ku górze ligowej tabeli (cztery zwycięstwa, jeden remis i jedna porażka w lidze plus awans do 1/16 Pucharu Polski).

Ambitne plany gospodarzy w pierwszej postanowił pokrzyżować Daniel Szczepan, ale strata bramki w pierwszym kwadransie gry nie zraziła miejscowych zarówno na boisku jak i na trybunach. Odpowiedzieli po przerwie, gdy interweniował VAR, a do rzutu karnego podszedł niezawodny w takich sytuacjach Paweł Uliczny – urodzony w Świdniku i na Avię skazany podobnie zresztą jak legendarny Wojciech Białek, który w przerwie meczu doczekał się godnego pożegnania. Żegnać z marzeniami o powtórce sprzed 39 lat musiała się również Avia – dzielna, nieustępliwa, waleczna i przemoknięta do suchej nitki. Ruch Chorzów z solidnym wsparciem na trybunach tego dnia był po prostu lepszy.

Avia mimo porażki, z podniesioną głową może już dalej kroczyć w kierunku II-ligowych rozgrywek. Ma ku temu wiele argumentów, o czym mogliśmy przekonać się na własne oczy i uszy w ten pochmurny i deszczowy dzień pełen piłkarskich wrażeń. Droga do celu oczywiście wyboista, kręta i daleka. Tej jesieni wiodąca jeszcze przez Ostrowiec Świętokrzyski, Nowy Sącz, Kielce oraz Sportową 2, gdzie po raz kolejny dojdzie do miejscowych derbów z dobrze nam znaną Świdniczanką. Będzie więc okazja, aby ponownie w Świdniku poczuć klimat kolejnego, piłkarskiego święta – być może tym razem ze szczęśliwym zakończeniem dla gospodarzy.

Hubert Mikusiński