Pierwsza część na zapleczu Ekstraklasy już prawie za nami. Znamy już mniej więcej wszystkie zaskoczenia i rozczarowania tej rundy. W tej drugiej kategorii, do pewnego momentu sezonu można było szukać dwóch klubów, które w trakcie rozgrywek mniej więcej w tym samym czasie zdecydowały się coś zmienić. W obu tych drużynach wyszło to na dobre, bo i Polonia Warszawa i Ruch Chorzów w ostatnich tygodniach zaczęły grać na miarę swoich możliwości. Dziś oba te zespoły, po wielu długich latach, ligowej rozłąki ponownie spotkają się ze sobą przy Konwiktorskiej.
Kiedy oba kluby miały okazję ze sobą rywalizować na tym samym (wtedy jeszcze najwyższym) poziomie rozgrywkowym urzędującym prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej był Bronisław Komorowski, a większość z nas leczyła kaca po turnieju piłkarskim, który za naszego życia może się już w Polsce nie powtórzyć. Długie 12 lat czekała Polonia Warszawa, aby przy Konwiktorskiej ponownie ugościć (m.in. poprzez powiększony sektor gości) Ruch Chorzów. Szmat czasu, który zesłał oba klubu na prawdziwą wędrówkę po różnych szczeblach rozgrywkowych. Dziś, do tego wymarzonego celu obie drużyny zdają się mieć już bliżej jak dalej, a pomóc w tym mogą dwaj, zatrudnieni w trakcie sezonu szkoleniowcy.
Jak na nowe miotły przystało w Warszawie i Chorzowie od razu udało się pozamiatać niektórych rywali i wkroczyć na zwycięski szlak. Dobitnie obrazuje to poniższa tabela od momentu zmiany trenerskiej wary w obu klubach. Długo wyczekiwany przez wszystkich kibiców Czarnych Koszul powiew świeżości w szatni Polonii Warszawa przez Mariusza Pawlaka przyniósł do tej pory pięć ligowych zwycięstw, dwa remisy i tyle samo porażek z czołówką oraz awans do 1/8 finału Pucharu Polski. Jeszcze lepiej wygląda to w Chorzowie, gdzie Dawid Szulczek po siedmiu zwycięstwach i dwóch porażkach w Legnicy i Stalowej Woli dźwignął Ruch z 12 miejsca do strefy barażowej. Nic więc dziwnego, że w tych sprzyjających okolicznościach, niedzielne spotkanie (godz. 14:30) budzi zainteresowanie, jakiego przy Konwiktorskiej nie było od końcówki sierpnia poprzedniego roku.
Wielu kibiców, którzy zasiądą w niedzielne popołudnie na trybunach zapewne będzie pamiętało ostatnią potyczkę Polonii z Ruchem Chorzów. Co innego na boisku, gdzie poza jednym zawodnikiem nikt raczej nie ma prawa wiedzieć, jakim wynikiem zakończyło się tamto spotkanie. Tym wyjątkiem, który łączy po 12 latach oba te spotkania jest człowiek, który miał swój udział w dwóch pucharowych Niebieskich. Maciej Sadlok – niegdyś trapiony kontuzjami zdolny stoper, za którego Józef Wojciechowski płacił ciężkie pieniądze, a śp. Franciszek Smuda powoływał do kadry. Po powrocie ze stolicy do chorzowskiego Ruchu popularny Franz ciągnął go dalej ze sobą, tym razem do Wisły Kraków, z której na dobre do Chorzowa wrócił dwa lata temu. W niedzielę Sadlok ze swoim zespołem powróci więc na stare śmieci, gdzie Polonia, jako gospodarz gra w tym sezonie bez żadnych kompromisów.
Hubert Mikusiński