
Zespół Zielonych po degradacji z PKO BP Ekstraklasy wpadł w dziwny wir. Odnalezienie się w pierwszoligowej rzeczywistości nie jest łatwą sprawą (wiedzą o tym między innymi Miedź, Arka czy obie Wisły), ale od spadkowicza, w pierwszym sezonie wymaga się jednak więcej. Spodziewano i spodziewa się – przynajmniej pośród niektórych postronnych obserwatorów, do których ja również się zaliczam – w dalszym ciągu awansu, albo chociaż topowej szóstki, górnej części tabeli… a tu coraz mocniej w oczy spogląda kolejny spadek.
Pamiętam bardzo dobrze ostatnią, 34. Kolejkę PKO BP Ekstraklasy 2023/24. Jagiellonia walcząca o mistrzostwo u siebie, a Śląsk w Częstochowie. Jaga mierzyła się właśnie z Wartą i mecz (a co za tym idzie sprawa tytułu) rozstrzygnął się już de facto w pierwszych 30 minutach. Kontrast między pierwszym w historii mistrzostwem drużyny z Białegostoku, a ogromną rozpaczą Warty, która dodatkowo dostała cios w postaci zwycięstwa Korony przy Bułgarskiej, aż bił w oczy. Wiadome było, że nadchodzi ogromnie trudny czas. Czas między innymi przetasowań kadrowych. W letnim okienku transferowym – wierząc Transfermarktowi – z poznańską drużyną rozstało się ponad 20 zawodników i mniej więcej tylu również do klubu dołączyło. Z perspektywy czasu najbardziej boli chyba utrata supertalentu, a więc Kajetana Szmyta, którego nie sposób było zatrzymać. Odeszli także m.in. Adam Zrelak, Dawid Szymonowicz czy Konrad Matuszewski, którzy w najwyższej klasie rozgrywkowej jednak zostali.
Nie idzie jednak nie dostrzec, że Warta na jakości dużo straciła. Wszak nie można liczyć na to, że Maciej Firlej czy leciwy Szymon Pawłowski będą dawać tyle samo zespołowi, co wspomniani Zrelak i Szmyt. To zupełnie inne żywioły i inne charakterystyki. Odbija się to na dorobku strzeleckim, bo Warta to druga najgorsza drużyna w Betclic 1. Lidze jeśli chodzi o zdobywanie bramek. Najgorszy pod tym względem jest GKS Tychy, który przeżywa podobny kryzys – przynajmniej stricte pod kątem sportowym, bo wyniki w tamtym sezonie miał naprawdę przyzwoite – ale i tak zdołał zgromadzić oczko więcej.
Po sezonie 2023/24 z klubem rozstał się Dawid Szulczek, który poprowadził drużynę łącznie w 93 spotkaniach. Na chwilę na ławce trenerskiej pojawił się Piotr Jacek, a aktualnie Warta prowadzona przez jego imiennika, Piotra Klepczarka, zajmuje 15. miejsce w tabeli z dorobkiem 9 punktów, na co składają się skromne 2 zwycięstwa po 1:0 z Wisłą Kraków i Stalą Stalowa Wola, a także 3 remisy po 1:1 (ze Zniczem, GKS-em Tychy oraz Górnikiem Łęczna) i aż 7 porażek w pierwszych dwunastu kolejkach. Dość byłoby powiedzieć, że taki początek nie zadowoliłby nawet beniaminka.
Dodatkowo nie pomagają także problemy finansowe, z którymi Zieloni się borykają. Warta mocno wspiera także inne sekcje, np. Amp Futbolu i chętnie organizuje związane z tym imprezy. Ostatnia taka odbyła się właśnie niedawno w Poznaniu, na której przyjemność miałem być, a do tego zostałem obdarowany balonem, smyczą oraz częścią garderoby zwaną powszechnie „kominem” – na mroźne, zimowe dni, żebym nie zmarzł. Miły gest, natomiast mocno konfundujący, mając z tyłu głowy, to co z klubem się dzieje i to, jak ważne są dla klubu środki finansowe (zwłaszcza balony walały się po całych trybunach na Golęcinie, bo wolontariusze – co podkreślę – sami twierdzili, że musieli je rozdać). O projekcie nowego stadionu, który oczekuje na realizację, nawet nie ma co się rozpisywać, choć wiadomo, że nie jest to inwestycja, która będzie sfinalizowana „na już”. Są pewne priorytety.
Kolorowo nie jest i z tego wszyscy zdajemy sobie sprawę. Wyszukując pierwszy lepszy artykuł na temat Warty w Google, łatwo można natrafić na rozmowę właściciela klubu, Bartłomieja Farjaszewskiego, dla Sportowego Poznania z końca czerwca tego roku. Wspomina on w niej, że wielokrotnie miał szanse odejść z Warty, ale tego koniec końców nie zrobił. Ambicja godna podziwu – i to bez krzty sarkazmu, naprawdę imponuje mi zżycie z klubem. Farjaszewski nadmienia także, że to nie finanse były w tym momencie największym problemem, a aspekt czysto sportowy: wyniki oraz boisko. Ten pierwszy pokrótce sobie omówiliśmy, zaś druga sprawa też nie ma się za dobrze – Warciarze nadal grają w Grodzisku Wielkopolskim. A 100 km w obie strony, żeby zagrać mecz – w teorii „domowy” – na pewno też nie ma pozytywnego wpływu. Światełka w tunelu zatem – przynajmniej patrząc z boku – jak na razie nie widać. Może do tego potrzeba nieco czasu, intesywniejszych rozmów z miastem. Aczkolwiek złapanie serii zwycięstw może dać Warcie pewien promyczek nadziei. Pytanie tylko, czy tak się rzeczywiście stanie i Zieloni wstaną z kolan.
Tego osobiście im życzę, bo bogata historia stoi po ich stronie.
Piotr Sornat