Nie prędko w naszym ligowym życiu możemy się doczekać takiego momentu, w którym przedstawiciel zaplecza Ekstraklasy będzie miał przywilej i zaszczyt reprezentować nasz kraj w Europie. Korzystając więc z tej historycznej i niecodziennej okazji, dzień przed meczem z KF Llapi w eliminacjach do Ligi Europy, postanowiliśmy pochylić się nad bogatą, pucharową historią Wisły Kraków w XXI wieku.

2000 ROK – REAL SARAGOSSA

Mecz wyjątkowy. Mecz trzymający w napięciu do samego końca. Mecz, który w Krakowie wspominany jest do dziś. Mecz historyczny, w którym po raz pierwszy polski klub  był w stanie wyeliminować przedstawiciela piłki hiszpańskiej. Mecz, w którym trzeba było odrobić cztery bramki stracone w Saragossie w przeciągu 45 minut. Ścigająca się nie tylko z rywalem, ale i z czasem Biała Gwiazda pod wodzą śp. Oresta Lenczyka na drugą połowę rewanżowego spotkania z Realem wyszła pięcioma napastnikami i dokonała – wydawać by się mogło – niemożliwego. Cztery bramki, mordercza dogrywka i rzuty karne – w decydującym momencie zawalone przez Hiszpanów. Właśnie w taki sposób Wisła Kraków zaczęła pisać swoją pucharową historię w XXI wieku, której kontynuacja nastąpi już jutro.

2001 – FC BARCELONA

Pierwsze i jak się okazało nie ostatnie w tym wieku spotkanie z Barceloną – klubem, który jeszcze wtedy tą Barceloną, którą pamiętaliśmy i podziwialiśmy nie był. Hiszpanie oczywiście mieli w swoich szeregach kilku znakomitych piłkarzy (m.in. Kluivert, Rivaldo) i byli zdecydowanym faworytem, ale gospodarze od początku przycisnęli i zepchnęli rywala do obrony. Dwukrotnie na listę strzelców wpisywał się grający chyba swoje najlepsze zawody Grzegorz Pater. Biała Gwiazda w tym meczu prowadziła trzy razy, ale całe spotkanie za sprawą duetu wymienionego w nawiasie ostatecznie przegrała 3:4. W rewanżu – co dziś trudno sobie wyobrazić – również Wisła się nie bała, a Blaugrana przypieczętowała awans skromną wygraną 1:0. Pucharowa przygoda, złożonej wyłącznie z polskich zawodników drużyny Franciszka Smudy zakończyła się końcem października skromnym zwycięstwem 1:0 bez ostatecznego awansu w II rundzie Pucharu UEFA z Interem Mediolan.

2002 – AC PARMA I NIE TYLKO

Jesień z Pucharem UEFA, którą fani Wisły Kraków zapamiętają do końca życia. Na rozgrzewkę pewne zwycięstwa z klubami, których nazwy mniej więcej mówią nam tyle, ile o jutrzejszym rywalu Białej Gwiazdy. Po pokonaniu irlandzkiego Glentoranu (2:0 i 4:0) oraz słoweńskiego Promorje (2:0 i 6:1) poziom trudności skoczył do góry. Wszystko za sprawą pewnej, dobrze już znanej pod Wawelem włoskiego drużyny, z którą w pamięci najbardziej zapadł incydent z Dino Baggio. Gangsterskie Pucharowe porachunki tym razem z Parmą zostały należycie wyrównane, a sam mecz do dziś niektórzy wspominają z wielkim rozrzewnieniem. Dogrywka, dodatkowe trzydzieści minut, drugie trafienie Żurawskiego, gol grającej jedno z lepszych spotkań Dubickiego. Do tego ogromna przewaga i ponad dwadzieścia strzałów na bramkę rywala. W następnej rundzie na ekipę Henryka Kasperczaka czekało już niemieckie Schalke. Tam wszystko co najważniejsze i najistotniejsze tak naprawdę działo się dopiero w rewanżu, a później wiosna i znowu Włosi. Pamiętne 3:30 na Stadio Olimpico z Lazio Rzym, przełożony rewanż ze zmrożonym boiskiem w tle, szybki gol Kuźby, a później pozostał niedosyt i wściekłość miejscowych na delegata UEFA

2003 – VALARENGA

W kolejnym sezonie Wisła szła w lidze jak burza, ale tym razem w europejskich pucharach zaliczyła prawdziwy (nie pierwszy zresztą) blamaż. Po nieudanych eliminacjach (porażka z Anderlechtem Bruksela) do nieosiągalnej dla polskiego klubu ligi marzeń przyszedł czas na eliminacje do Pucharu UEFA. Najpierw wyeliminowanie holenderskiego NEC Nijmegen, po którym wszyscy przy Reymonta mogli mieć nadzieję na podobną historię, jak przed rokiem. Tym bardziej, że kolejnym rywalem, jaki stanął na drodze Białej Gwiazdy był pewien norweski klub. Valerenga wygrała krajowy puchar i ledwo utrzymała się w lidze. W Oslo i w Krakowie skończyło się bez goli, dlatego o losach awansu zdecydowały rzuty karne. Co było później chyba nie trzeba pisać…

2004 – REAL MADRYT

Kolejny rok i kolejne rozczarowanie, bo z góry było wiadomo, że będzie to następny sezon bez wyśnionej i wymarzonej Ligi Mistrzów. Zamiast bram piłkarskiego raju w Krakowie był tylko przyjemny smaczek z takimi piłkarzami, jak Casillas, Roberto Carlos, Zidane, Helguera, Beckham, Figo, Raul i wkalkulowane porażki (1:3 i 0:2) z Realem, po których nastała pełna, mało sympatyczna, pucharowa kontynuacja. Rok temu Valerenga, a teraz Dinamo. I to nie z Kijowa, Zagrzebia czy Bukaresztu, a z Tbilisi. W pierwszym meczu Wisła wymęczyła wygrana 4:3, ale w Gruzji kończyła mecz z dziesiątkę (czerwona kartka Baszczyńskiego), przegrała 1:2 i nie zakwalifikowała się do fazy grupowej Pucharu UEFA.

2005 – PANATHINAKOS ATENY

Nowi sponsorzy. Nowa trybuna. Nowy trener i mecz, który po dziewięciu latach wlał największe nadzieje na Ligę Mistrzów. Do tego rewanż w Atenach mający być tylko formalnością. Po jednej stronie Majdan, Głowacki, Sobolewski, Zieńczuk, Brożek czy młodziutki Błaszczykowski, wybrany obok Frankowskiego najlepszym zawodnikiem pierwszego meczu. Po drugiej nasz Emmanuel Olisadebe, który rozpoczął w Krakowie strzelanie kontynuowane później już tylko przez zawodników Wisły. Historyczne zwycięstwo 3:1 z Panathinaikosem okazało się bezużyteczne. W Atenach Biała Gwiazda tworzyła sytuacje, strzeliła gola, a nawet dwa (ten drugi z niewiadomych przyczyn nieuznany) i do 86 minuty nieśmiało zaglądała przez bramy raju. A później Grecy w końcówce wykorzystali moment, doprowadzili do dogrywki, gdzie dominowali w przewadze (czerwona kartka Sobolewskiego) i dopełnili dzieła. Wisła ponownie zawróciła w stronę Pucharu UEFA, gdzie zdecydowanie lepsza okazała się portugalska Victoria Guimaraes.

2006 – FC BASEL

Zaawansowana faza europejskich pucharów zagościła w Krakowie, gdy Puchar UEFA podzielony został na grupy bez spotkań rewanżowych. Na początek los przyniósł angielskie Blackburn – wtedy zdaniem wielu najmocniejszego rywala w grupie, gdzie ustawiali się już inni rywale (Nancy, Feyenoord oraz Basel, o którym za chwilę). Wisła nie odstawała od silnego klubu z Wysp, a remis 1:1 przy Reymonta utrzymywał się właściwie do samego końca. Biała Gwiazda frycowe w tym meczu zapłaciła w końcówce, a później w kolejnych potyczkach, aż do pamiętnego starcia z FC Basel. Po trzech asystach Jakuba Błaszczykowskiego, dwóch golach Pawła Brożka i jednym pięknym trafieniu Jeana Paulisty, Wisła pod wodzą Dragomira Okuki ograła Szwajcarów. Było to historyczne, pierwsze zwycięstwo polskiego klubu w fazie grupowej Pucharu UEFA.

2008 – FC BARCELONA

Najpierw kompletna demolka Beitaru Jerozolima i jedno z najlepszych spotkań polskiego klubu (5:0) w europejskich pucharach, a później w nagrodę… FC Barcelona i kolejna demolka, ale tym razem w wykonaniu gospodarzy na Camp Nou, gdzie nową pracę zaczynał nie kto inny jak sam Pep Guardiola. Eto’o, Xavi, Henry, Eto’o. Dwie do przerwy, dwie po przerwie. W Hiszpanii niespodzianki nie było. W rewanżu Wiśle prowadzonej przez Macieja Skorżę udało się wyjść z twarzą. Wszystko za sprawą bramki Clebera i wyniku, który poszedł w świat na tyle mocno, że co jakiś czas był później przypominany za sprawą sezonu, w którym Barcelona wygrała wszystko, co się dało. Lepiej miało być z Tottenhamem – przynajmniej tak zapowiadał Skorża. Wisła co prawda w dwumeczu oddała więcej celnych strzałów, ale to Gareth Bale, Luca Modric i spółka cieszyli się z awansu po remisie w Krakowie (pierwszy mecz 1:2).

2009 – LEVADIA TALIN

Wisła Kraków jak pewnie zdążyliście zauważyć nie miała specjalnego szczęścia w losowaniach, jeśli chodzi o europejskie puchary – jak nie Lazio to Inter, jak nie Barcelona to Real, a jak nie Real to znowu Levadia. Po reformie Platiniego miało wreszcie nastąpić wybawienie dla polskich klubów i utorowanie drogi do piłkarskiej elity, ale zamiast tego Biała Gwiazda wpadła w podstępną pułapkę. W Sosnowcu, bo tam było rozgrywane pierwsze spotkanie rywal z Estonii strzelili gola do szatni, a atakującemu ”gospodarzowi” wyrównać udało się dopiero w 90. minucie za sprawą Piotra Ćwieląga. W rewanżu na dobre zapoczątkowany został dobrze wszystkim znany w polskiej piłce okres na euro…

2010 – KARABACH AGDAM

Biała Gwiazda w europejskich pucharach przekonała się również o sile hasła, które po części weszło do klasyki polskiego futbolu. Bach! Bach! Bach! Karabach!!! Wisła przegrała 0:1 pierwszy mecz 3. rundy eliminacji do Ligi Europy przy Reymonta, gdy w doliczonym czasie gry rzutu karnego, podyktowanego za faul na dobrze nam znanym Patryku Małeckim nie wykorzystał Maciej Żurawski. W rewanżu gospodarze wygrywali 3:0, a bramki Boguskiego i Brożka były tylko złagodzeniem porażki – pierwszej i nie ostatniej w rywalizacji z przedstawicielem azerskiej piłki.

2011 – APOEL NIKOZJA

13 lat temu na stadion przy Reymonta przyjechał APOEL Nikozja. Cypryjczycy na ostatniej prostej do Ligi Mistrzów wydawali się wówczas być w zasięgu ręki Wisły. Po meczu w Krakowie okazało się, że daleko im od miana chłopców do bicia. Faktem jest, że do domu wracali z niczym za sprawą pięknej bramki Patryka Małeckiego. Trybuny wówczas domagały się powołania go do reprezentacji przez obecnego na meczu Franciszka Smudę i wcale nie były to nonsensowne wołania – Patryk faktycznie był wówczas na topie. W rewanżu można było sobie pozwolić nawet na porażkę 2:1 i Wisła tak też czyniła, aż do 87. minuty, gdy lepsi tego dnia gospodarze, w cypryjskim piekle zadali ostateczny cios. Zwolnionego kilka miesięcy później holendra Roberta Maaskanta (ostatni tytuł mistrzowski) zastąpił Kazimierz Moskal. Obecny trener drużyny z Krakowa był tym ostatnim, który zameldował się z Wisłą wiosną w europejskich pucharach. Jutro pod jego wodzą nastąpi ciąg dalszy tej Wiślackiej przygody w Europie.

Hubert Mikusiński