Istotne przetasowania w dolnej i górnej części tabeli, coraz bardziej zacięta i ekscytująca walka o awans do Fortuna 1 ligi oraz budzący nie mniej emocji bój o uratowanie drugoligowego bytu. Ciężko o bardziej trafne określenia, oddające klimat towarzyszący wydarzeniom 28 kolejki eWinner II ligi, której sezon nieuchronnie wchodzi w kluczową fazę.
Na początek rzut oka na statystyki. Bilans liczbowy mijającego weekendu na drugoligowym froncie to: 21 strzelonych bramek, na które złożyły się 3 zwycięstwa gospodarzy, 5 zwycięstw gości i 1 remis.
Na inaugurację tej serii gier, broniące się przed spadkiem rezerwy Śląska Wrocław z kretesem uległy u siebie Stomilowi Olsztyn 0:3. Stomilowi, dla którego było to już 14-te ligowe spotkanie bez porażki, a swoistą nagrodą za tak efektowną serię jest awans podopiecznych Szymona Grabowskiego na premiowany bezpośrednim awansem fotel wicelidera tabeli, ze stratą zaledwie 4 oczek do prowadzącej Polonii Warszawa. Czyżby nowi po ŁKS-ie Łódź „Rycerze wiosny” – tym razem w drugoligowym wydaniu?
Jeżeli o zespole „Czarnych Koszul” mowa, to należy w tym miejscu płynnie przejść do absolutnego szlagieru tej kolejki, jaki miał miejsce w Kołobrzegu, gdzie dotychczasowy wicelider Kotwica podejmowała u siebie znajdującą się na szczycie tabeli Polonię. Ostatecznie po ostatnim gwizdku arbitra, na tablicy świetlnej widniał wynik 2:1 dla ekipy z Warszawy, która po piątym już zwycięstwie z rzędu z dorobkiem 54 punktów umocniła się na fotelu lidera, mając zarazem na 6 kolejek przed końcem sezonu dokładnie 6 punktów przewagi nad strefą barażową. Dla nas w dniu dzisiejszym najważniejsze jest zwycięstwo. Przyjechaliśmy tutaj w określonym celu. Chcieliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby wywieźć stąd trzy punkty i to nam się udało. Mecz bardzo trudny, z przeciwnikiem niezwykle zdeterminowanym, który w swoich szeregach posiada bardzo dobrych zawodników. Wiedzieliśmy, jak chcemy ten mecz grać i jak chcemy go poprowadzić. W mojej ocenie, szczególnie w pierwszej połowie udawało się nam to robić bardzo dobrze, bo mieliśmy nad meczem w mojej ocenie kontrolę w defensywie. Nie dopuszczaliśmy przeciwnika do sytuacji. W drugiej połowie troszeczkę za bardzo oddaliśmy pole przeciwnikowi. Nasza obrona nie była zła, ale pozwoliliśmy na zbyt dużą liczbę dośrodkowań i jedno z nich skończyło się źle, bo straconą bramką. Wielkie słowa uznania dla drużyny, która w dniu dzisiejszym była bardzo świadoma tego, co chcemy zrobić. Wynik, który osiągnęliśmy jest dla nas bardzo korzystny – komentował na pomeczowej konferencji prasowej trener przyjezdnych Rafał Smalec. Nieco polemicznie do wyżej wskazanej oceny spotkania, odniósł opiekun gospodarzy Maciej Bartoszek: Mam trochę odmienne zdanie od trenera Polonii. Chociaż nie ulega wątpliwości, że tą pierwszą połowę oczywiście przegraliśmy. Nie ustrzegliśmy się prostych błędów w wysokiej obronie i z tego Polonia wyprowadziła mnóstwo kontr, po których przede wszystkim była konkretniejsza — w naszym polu karnym, niż my w polu karnym Polonii. Popełniliśmy dwa bardzo podobne błędy, które kosztowały nas stratę dwóch bramek. (…) Pierwszą bramkę straciliśmy w sytuacji, kiedy tak naprawdę spotkanie mieliśmy pod kontrolą. Ok, Polonia była dobrze zorganizowana we własnym polu karnym i własnej strefie obronnej, ale w tym momencie mieliśmy spotkanie pod kontrolą. Niestety, tak jak powiedziałem, byliśmy za mało konkretni w sytuacjach podbramkowych. (…) W trakcie drugiej połowy zmieniliśmy ustawienie zespołu — przeszliśmy na inny system gry. Dążyliśmy do tego, aby doprowadzić do wyrównania, mimo tego, że graliśmy na prawdę z wymagającym przeciwnikiem i dobrze zorganizowanym. Polonia nie jest przypadkiem na pierwszym miejscu w tej lidze. Gratuluję Polonii zwycięstwa i życzę awansu, a my musimy już myśleć o kolejnym meczach. Musimy być konkretniejsi w organizacji naszych akcji ofensywnych, a przede wszystkim wystrzegać się prostych i głupich błędów, które później powodują takie, a nie inne szkody.
Zaledwie tydzień obecnością w strefie barażowej cieszył się Motor Lublin, który w derbach Lubelszczyzny uległ Wiśle Puławy 0:1, która do rzeczonej strefy barażowej powróciła. To chyba najsłabszy mecz, od kiedy jestem trenerem Motoru. Zespół Wisły wygrał, bo był bardziej konsekwentny w wykonaniu swego planu na mecz. Według mnie mieli dobry plan. (…) Rywal nie stworzył jakiś wielkich sytuacji, natomiast daliśmy im prezent, który wykorzystali i według mnie zasłużenie wygrali 1:0. (…) Uważam, że dzisiaj z punktu widzenia mentalnego ten zespół był po raz pierwszy zablokowany. Ja wiem czym, tylko to, że się zbliżaliśmy do możliwego awansu, nie może nas blokować. To jest coś, co powinno nas napędzać, a dzisiaj uważam, że tak nie było i to oczywiście jest moja wina. Ja przygotowuję ten zespół pod każdym obszarem i tak jak jest dobrze i słyszę różne pochwały, to dzisiaj było źle i trzeba to wziąć na klatkę i nie mam z tych problemu. Dalej wierzę w ten zespół — stwierdził tuż po spotkaniu opiekun Motoru Gonçalo Feio. Mój zespół zdał dzisiejszy egzamin na szóstkę, jeżeli chodzi o wynik i umiejętności piłkarskie. (…) Zagraliśmy na dobrym poziomie mecz bez piłki, a nie tylko z piłką i to jest bardzo ważne, dlatego dziś mamy zwycięstwo — stwierdził z kolei szkoleniowiec gospodarzy Mariusz Pawlak.
W bezpośrednim starciu ekip zacięcie walczących o uratowanie ligowego bytu, kolejny bardzo ważny o ile nie kluczowy krok w kierunku utrzymania postawił Hutnik Kraków, pokonując u siebie Górnika Polkowice 3:1, zyskując dzięki temu bezpieczną „zaliczkę” 7 punktów przewagi nad strefą spadkową. Na pewno było to słabe spotkanie w naszym wykonaniu. W pierwszej połowie przede wszystkim byliśmy zbyt pasywni i przy straconej bramce. Zespół Hutnika kontrolował poczynania na boisku. (…) Mieliśmy też swoje problemy, gdzie nie przyjechał tutaj z nami Arek Piech, Klaudiusz Krasa i Szymon Kiebzak. Mimo wszystko chcieliśmy tutaj zagrać o pełną pulę. (…) Mimo wszystko uważam, że przy odrobinie szczęścia można było pierwszemu strzelić bramkę, a straciliśmy ją jako pierwsi. (…) Na pewno tym meczem Hutnik może nie zapewnił sobie utrzymania, ale jest z dala od tej walki, a my jesteśmy w środku tej walki. Przed nami 6 meczów i mecz o 6 punktów z Siarką Tarnobrzeg, więc chłopaki muszą podnieść głowy i zagrać zupełnie inny mecz na własnym boisku — komentował po spotkaniu trener Górnika Tomasz Grzegorczyk.
W grze o utrzymanie nadal pozostaje będąca przed tą kolejną „czerwoną latarnią ligi” Siarka Tarnobrzeg, pokonując faworyzowaną Olimpię Elbląg 1:0 po bramce wychowanka „Siarkowców” Filipa Krempy w 83 minucie. Coraz bardziej zasadne wydaje się zatem stwierdzenie, że pod wodzą nowego szkoleniowca Dariusza Kantora, zawodnicy Siarki powoli wydobywają się z trwającego od początku roku potężnego kryzysu. Zgoła odmienne nastroje panują w Olimpii, dla której była to już czwarta porażka z rzędu, a aktualna strata podopiecznych Przemysława Gomułki do strefy barażowej wynosi 3 punkty. Na początku chciałbym pogratulować nie tylko wyniku, ale też stylu gry, bo będąc na samym dole tabeli i wiedząc, że ma się nóż na gardle — większość trenerów stanęłoby z tyłu i wybijała piłkę. Z charakterystyczną już dla siebie swadą pomeczową wypowiedź na konferencji prasowej rozpoczął rzeczony trener Gomółka. Siarka nie tylko z Garbarnią, ale też z nami starała się odważnie przeważyć kontrolę na swoją stronę. Chcieli nas spressować i udawało im się to. Uważam, że pierwsze 15 minut duża przewaga Siarki, jeśli chodzi o narzucenie tempa i kontrolę meczu. Później dobrze wchodzimy w mecz. Mamy jedną bardzo dobrą sytuację, której nie wykorzystujemy. (…) Do przerwy sprawiedliwy wynik 0:0. Po przerwie szarpany mecz. Uważam, że z każdą minutą było jasne, że Siarka będzie więcej wrzucać w ofensywę i tego się spodziewaliśmy. Mamy szybkie ataki, których nie wykorzystujemy. Tracimy bramkę na 1:0 z własnego błędu. Boli to, że po bramce możemy zdobyć dwa gole, gdzie raz uderzamy w poprzeczkę, później z 2 metrów nie trafiamy — a nawet trzy, bo Jan Sienkiewicz uderza milimetry obok słupka. Na pewno jest to porażka, która bardzo boli, ale ostatnie trzy były podobne. (…) Na razie mamy nad sobą czarne chmury, że nie możemy przeważyć tego zwycięstwa i tych punktów na swoją stronę — a to stoi nam poprzeczka na drodze, a to uderzamy obok słupka lub podejmujemy złe decyzje. Musimy być cierpliwi i dalej pracować. Wiedzieliśmy też, że przyjeżdżamy osłabionym składem, gdzie w ostatnim czasie nie mamy tej kadry najszerszej — graliśmy bardzo młodymi zawodnikami, ale oni dali radę i byli w stanie stworzyć sytuacje i wyglądać dobrze na tle Siarki, która nie tylko walczy o życie, ale jak już powiedziałem, dobrze wyglądała. Nie możemy spuszczać głów, tylko dalej pracować i na pewno zostanie to w najbliższym czasie wynagrodzone. Ja na pewno się nie będę poddawał i widzę to pozytywnie. A tak spotkanie skomentował opiekun gospodarzy Dariusz Kantor: Wiadomo, że bardzo cieszą takie słowa, że ludzie widzą, że Siarka gra o życie i to widać na boisko. (…) Może tu nie było pięknej gry w piłkę, ale tu nie może być pięknej gry w piłkę, gdy gramy o życie. Staramy się zaszczepić chłopakom wiarę, charakter i taką intensywną pracę na całym boisku. Myślę, że kibice to docenią, bo chyba widzą drugi mecz z rzędu tę Siarkę walczącą o życie, walczącą o każdą piłkę, odbierającą piłkę wysoko. Dziś właśnie z takiego jednego pressingu w wysokiej strefie zdobyliśmy bramkę. Była tu bardzo dobra praca całej drużyny. Filip Krempa chłopak stąd wchodzi jako joker i strzela bramkę, co daje nam jeszcze podwójnego smaczku. (…) Wiadomo, że sytuacja nadal jest trudna, bo tych punktów jest mało, ale to, co w ostatnim czasie robimy myślę, że pokazuje jakąś nadzieję, że uciekniemy z tej strefy spadkowej.
Przewagę nad strefą spadkową coraz bardziej trwoni Radunia Stężyca, która po bolesnej porażce w ostatniej sekundzie zeszłotygodniowego starcia z warszawską Polonią, tym razem u siebie poległa w konfrontacji z Garbarnią Kraków 0:2.
W pierwszym z trzech spotkań zaplanowanych na niedzielę, rezerwy Zagłębia Lubin przegrały u siebie z GKS-em Jastrzębie 1:2, co ostatecznie kosztowało „Miedziowych” spadek na ostatnie 18 miejsce w tabeli. Byliśmy bardzo niezadowoleni z tego, jak przebiegała pierwsza połowa. Mieliśmy świadomość, w jakiej sytuacji znajdujemy się po wczorajszych meczach. Obserwując zawodników na odprawie i przed meczem mieliśmy świadomość, że są mocno świadomi tego, co się dzieje i są mocno zmotywowani. Niestety, pierwsza połowa przebiegła zupełnie pod dyktando Jastrzębia. Kompletnie nie kontrolowaliśmy przebiegu spotkania. Mało utrzymywaliśmy się przy piłce i nie graliśmy tak jak chcieliśmy. Myślę, że druga połowa wlała w nas dużo optymizmu. Oczywiście wynik końcowy jest bardzo niezadowalający. (…) Dzisiaj graliśmy o pełną pulę, ale niestety tego nie udźwignęliśmy, także porażka, która bardzo boli nasz zespół — stwierdził po spotkaniu szkoleniowiec rezerw Zagłębia Jarosław Krzyżanowski.
Po fatalnej serii 4 porażek z rzędu (3 w lidze +1 w PP), na zwycięską ścieżkę powrócił KKS Kalisz, który we Wronkach rozbił rezerwy poznańskiego Lecha 4:0.
Do jedynego starcia tej serii gier, które nie przyniosło rozstrzygnięcia, ani bramek doszło w Pruszkowie, gdzie w derbach Mazowsza miejscowy Znicz zremisował z Pogonią Siedlce 0:0. Myślę, że mecz nie stał na jakimś wysokim poziomie. Mało sytuacji, dużo piłki w powietrzu i dużo walki. Spotkały się dwa zespoły, które przede wszystkim nie chciały stracić bramki. Oczywiście w drugiej połowie my mniej mieliśmy z placu. Znicz z racji tego, że ma bardzo mocną ofensywę, mógł nas ukarać. Wydaje mi się, że był to mecz do jednej bramki. Ogólnie mogę powiedzieć, że z tego remisu może nie jestem mocno zadowolony, ale biorę go godnie. Zdawaliśmy sobie sprawę z siły ofensywnej przeciwnika. Wiedzieliśmy o tym, że jeżeli się odkryjemy, to mogą być ciężary. Ten szybki atak, przejście z fazy obrony do szybkiego ataku — myślę, że jest prawie doskonały, jeśli chodzi o wykonanie pruszkowian. Chcę pogratulować mojej drużynie, która drugi mecz gra na zero. Przypominam, że w ostatnich dwóch meczach wyjazdowych straciliśmy 8 bramek. Dla mnie jest to powrót na te dobre tory. Oczywiście fajnie byłoby wyjechać stąd z 3 punktami, ale szanuję ten punkt i cieszę się, że z taką drużyną udało nam się wywieść stąd punkty — stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej trener siedlczan Marek Saganowski. Bardzo kurtuazyjnie o pracy szkoleniowca Pogoni i zarazem… nieco krytycznie o stanie murawy stadionu w Pruszkowie wypowiedział się z kolei opiekun Znicza Mariusz Misiura: Przygotowując się do meczu, obawialiśmy się tego spotkania. To jak trener Saganowski odmienił tę drużynę, budzi mój ogromny szacunek. Myślę, że gdyby ten trener prowadził tę drużynę od początku sezonu, to ta drużyna tak jak i my walczyła o zupełnie inne cele. (…) Też szanuję ten punkt i doceniam, bo być może w ogólnym rozrachunku zrobi różnicę. Chciałbym podziękować swojemu zespołowi, a kibiców troszeczkę przeprosić za to, że graliśmy tak dużo długim podaniem, ale na tym boisku tylko jakiś szaleniec podjąłby się gry na krótko – krótkimi podaniami kombinacyjnymi, żeby w jakiś sposób głupio stracić bramkę. (…) Cieszy na pewno mecz na zero z tyłu, bo ostatnio mieliśmy z tym problemy. Kibicom bardzo dziękuję za miłe słowa i za miłe gesty w naszą stronę. Zostało 6 spotkań do końca. Gdybyśmy przed sezonem powiedzieli sobie, że na 6 kolejek przed końcem mamy 2 punkty straty do miejsca premiowanego awansem, to wszyscy byśmy to przyjęli z zadowoleniem i wzięlibyśmy w ciemno, a dzisiaj jesteśmy rozgoryczeni, niezadowoleni i troszeczkę smutni, ale z drugiej strony zachowajmy też pokorę i nie zapominajmy, skąd tutaj przyszliśmy i gdzie byliśmy przez ostatnie lata. Cieszmy się tą chwilą i przygotujmy się najlepiej jak do 6 ostatnich spotkań wierząc, że w ogólnym rozrachunku da nam to fajne miejsce w tabeli.
Tomasz Figat