fot. Garbarnia Kraków

23 bramki, na które złożyło się zaledwie 1 zwycięstwo gospodarzy, aż 6 zwycięstw gości i 2 remisy. Tak od strony statystycznej prezentuje się zbiorczy bilans zakończonej dziś 31 serii gier eWinner II ligi, która jak zdążyliśmy się przyzwyczaić nie znosi próżni, ani stagnacji. Tradycyjnie nie zabrakło emocji, zwrotów akcji i niespodzianek, które w mniejszym lub większym stopniu namieszały w strukturze tabeli. Nie pozostaje Wam zatem nic innego jak wygodnie rozsiąść się fotelu i popijając filiżankę dobrej kawy lub herbaty, zapoznać się z naszym cotygodniowym, a Waszym wyczekiwanym i ulubionym podsumowaniem wydarzeń z drugoligowych aren!

Do dwóch premierowych konfrontacji tej kolejki doszło w piątek. W pierwszej z nich o godzinie 17:00 zmierzyły się zespoły znajdujące się na odległych od siebie biegunach, gdzie finalnie walczący o utrzymanie Górnik Polkowice uległ u siebie walczącej o bezpośredni awans do Fortuna I ligi Kotwicy Kołobrzeg 0:1. Biorąc pod uwagę rozstrzygnięcie sobotniego starcia Stomilu Olsztyn z Wisłą Puławy (o którym za chwilę), zwycięstwo w Polkowicach dało podopiecznym trenera Macieja Bartoszka awans na fotel wicelidera tabeli. Jesteśmy po bardzo emocjonującym spotkaniu, ale przede wszystkim też ciężkim dla nas spotkaniu. Górnik postawił nam tutaj bardzo ciężkie warunki. Było widać dużą determinację, wolę walki i też pomysł na grę tej drużyny w dzisiejszym meczu z nami. Było to widoczne. Musieliśmy się dużo napracować. Były momenty, kiedy cierpieliśmy, były momenty, kiedy potrafiliśmy trochę dłużej utrzymywać się przy piłce i z tego wynikało zagrożenie bramki przeciwnika. Ciężkie spotkania, ale przede wszystkim muszę pochwalić swój zespół. Po raz kolejny zmiany bardzo dużo wniosły i to bardzo cieszy, bo widać kolektyw, widać zespół. Każdy niezależnie, w której minucie wejdzie, czy da zmianę koledze, to wnosi coś pozytywnego dla zespołu. Przykład, chociażby dzisiejszej bramki Cywińskiego — bramka pięknej urody po stałym fragmencie gry, a tydzień temu Łysiak popisał się bramką, a Cywiński wyszedł za Łysiaka. To tylko potwierdza to, co powiedziałem wcześniej. Tworzymy zespół, tworzymy kolektyw i idziemy dalej do przodu. Kolejne bardzo cenne 3 punkty na bardzo trudnym terenie — mówił na pomeczowej konferencji rzeczony trener Bartoszek. Uważam, że mieliśmy pomysł i w pierwszej połowie skutecznie zamykaliśmy przestrzeń Kotwicy. Liczyliśmy na to, że będzie więcej operowała piłką. Uważam, że to wynikało z tego, że dobrze byliśmy zorganizowani w obronie, dlatego Kotwica mało tych konstruktywnych akcji tworzyła. Szkoda na pewno niewykorzystanych sytuacji w pierwszej połowie. Uważam, że pierwsza połowa toczyła się absolutnie pod nasze dyktando i byliśmy agresywni oraz zorganizowani w obronie, ale niestety niekonkretni pod bramką przeciwnika, gdzie 2-3 sytuacje mogliśmy lepiej skończyć. Kotwica w pierwszej połowie nie miała ani jednej sytuacji, po której mogła strzelić bramkę. W drugiej połowie obraz gry niewiele się zmienił. Z pamięci mogę powiedzieć o dwóch sytuacjach, jakie miała Kotwica i jedną z nich wykorzystała i chcąc zgarnąć 3 punkty, to trzeba te sytuacje, które mieliśmy wykorzystywać. Uważam, że zagraliśmy najlepsze spotkanie w tej rundzie, ale gra się o punkty i gra się o bramki, a tutaj tego na pewno zabrakło. Taką determinację jak dziś pokażemy w każdym następnym meczu, bo wiemy, o co gramy i od początku przyszłego tygodnia przygotowujemy się bardzo intensywnie pod następny mecz — stwierdził z kolei opiekun gospodarzy Tomasz Grzegorczyk.

W drugim z piątkowych spotkań, na arenie Centrum Kultury i Sportu w Pruszkowie, miejscowy Znicz podejmował GKS Jastrzębie. W przeciwieństwie do domowego starcia poprzedniej kolejki ze Śląskiem II Wrocław, tym razem pruszkowscy fani opuszczali swój stadion w bardzo minorowych nastrojach, ponieważ ich ulubieńcy dość niespodziewanie ulegli ekipie z Jastrzębia 1:2 i w konsekwencji perspektywa bezpośredniego awansu do Fortuna I ligi bardzo się od pruszkowian oddaliła. Patrząc na to, jaką macie drużynę i jaką macie jakość oraz gdyby nie męczyły was kontuzje, czy różnego rodzaju sytuacje, to  miejsce w tabeli byłoby zupełnie inne. Dziś spotkaliśmy się z Jastrzębiem, które spokojnie może zajmować miejsce w pierwszej szóstce. Co do przebiegu meczu, to osobą odpowiedzialną za tą porażkę jest trener i biorę to w 100% na swoje barki, nie szukając żadnych wytłumaczeń, ani żadnej taryfy ulgowej dla siebie. Mimo tego, że przegrywaliśmy 2:0, to wierzyliśmy, że możemy ten wynik spotkania odmienić. Nie udało się to tym razem, ale mam takie poczucie dumy z tej drużyny — mimo tej porażki. Na miejscu naszych kolejnych przeciwników, z którymi się zmierzymy, ja bym nie chciał grać przeciwko takiemu Zniczowi i mam złą wiadomość dla tych drużyn, bo my nie odpuścimy i się nie poddamy. Chcemy zdobyć jak najwięcej punktów w tych trzech ostatnich spotkaniach, żeby zająć jak najlepszą pozycję w tabeli. Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa i mówię to z pełną odpowiedzialnością — stwierdził tuż po spotkaniu trener Znicza Mariusz Misiura.

„Wszystko ma swój czas i przychodzi kres na kres”. Bardzo boleśnie i dosłownie sens zacytowanych słów przeboju zespołu Perfect, odczuła ekipa Stomilu Olsztyn, która poległa na własnym terenie w starciu Wisłą Puławy 0:3. Była to pierwsza porażka olsztynian od 8 października 2022 roku, kiedy to 1:2 ulegli… Wiśle Puławy. Tym samym zespół z Lubelszczyzny przerwał efektowną i imponującą serię 16 meczów bez porażki Stomilu, który na domiar złego kosztem wspomnianej wyżej Kotwicy Kołobrzeg spadł z premiowanego bezpośrednim awansem drugiego – na trzecie miejsce w tabeli. Powinniśmy przeprosić kibiców za to, jak się zaprezentowaliśmy i podziękować im za to, że w świetny sposób dopingowali nas do końca. Myślę, że Wisła Puławy zrobiła to, czego nie potrafili robić momentami przeciwnicy, z którymi dotychczas się mierzyliśmy, czyli otworzyć sobie wynik spotkania w pierwszej akcji. Wisła zrobiła to w pierwszej, drugiej i trzeciej akcji, także można powiedzieć, że po 20 minutach było po meczu. (…) Nasze działania zupełnie nie przypominały tych działań, nad którymi ćwiczyliśmy. (…) Zdajemy sobie sprawę, że przed nami trochę grania i trochę punktów do zdobycia i będziemy robili wszystko, żeby, tak jak w tamtej rundzie, po porażce z Wisłą Puławy, rozpocząć serię zwycięstw — komentował na konferencji prasowej opiekun gospodarzy Szymon Grabowski. Dla nas ten mecz był jedną z ostatnich szans na odrobienie punktów, jakie zgubiliśmy tydzień temu. Uważam, ze wygraliśmy zasłużenie. Zarządzaliśmy pierwszą połową jak chcieliśmy. Wykonywaliśmy dużo skoków pressingowych i z tego padła druga bramka. (…) Weszliśmy w mecz tak, jakbyśmy grali u siebie. Zmieniliśmy sposób grania w drugiej połowie. (…) Zeszliśmy nisko, a nawet momentami kazałem zejść bardzo nisko, ponieważ Stomil gra dobrze na przestrzeniach, na dobrych wbiegnięciach i wcięciach tych dziesiątek. Moi zawodnicy to blokowali. Dużo dośrodkowań, ale tam trzeba było wygrywać pozycje, wygrywać te górne piłki. Dzisiaj zrobili to przede wszystkim środkowi obrońcy, ale i boczni, spisując się na medal — stwierdził trener przyjezdnych Mariusz Pawlak.

Niewątpliwie wiadomości z Olsztyna w znacznym stopniu spotęgowały i tak już bardzo dobre, żeby nie powiedzieć szampańskie nastroje powracającej z Krakowa ponad 300-osobowej delegacji kibiców warszawskiej Polonii, która bez większych problemów zwyciężyła Garbarnię Kraków 3:1, dzięki czemu w przypadku pokonania w następnej kolejce Olimpii Elbląg, będzie mogła świętować upragniony awans do Fortuna I ligi, nie oglądając się już na wyniki rywali. Od początku spotkania inicjatywę przejęli goście, jednak niebyli w stanie pokonać bardzo dobrze dysponowanego Xaviera Dziekońskiego, który jednak był bezradny przy dwóch jedenastkach perfekcyjnie wykonanych przez Wojciecha Fadeckiego w 24 i 32 minucie spotkania. Co prawda drugą połowę z większym animuszem rozpoczęli gospodarze, głównie za sprawą wprowadzonego po przerwie dynamicznego i przebojowego Marka Assinora, jednak w 68 minucie z trzeciego gola cieszyła się Polonia po bramce Pawła Tomczyka. Garbarnia była w stanie odpowiedzieć jedynie bramką rzeczonego Assinora z 80 minuty. Porażka z Polonią kosztowała Garbarnię spadek na ostatnie miejsce w tabeli i jedynym ratunkiem na uratowanie ligowego bytu dla ekipy z krakowskiego Ludwinowa, będzie odniesienie kompletu zwycięstw w trzech ostatnich kolejkach i ewentualne potknięcia bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie. Pierwsza połowa była bardzo słaba w naszym wykonaniu. Bardzo słabo to wyglądało. Podarowane dwa rzuty karne Polonii. Szkoda, że nie pomogłem przy tych jedenastkach, ale wiadomo, że nie ma obronionych rzutów karnych, a są tylko źle strzelone. W drugiej połowie dobrze weszliśmy w mecz, gdzie konstruowaliśmy więcej akcji i byliśmy częściej na połowie rywala niż w pierwszej połowie. Dostajemy długą piłkę i znowu rywale jadą od połowy boiska. Paweł Tomczyk kilka razy miał sytuacje, że jechał z piłką, a nasi obrońcy musieli się z nim siłować i ścigać, także myślę, że to był nasz słaby punkt w tym meczu. Tym sposobem rywale robili przewagę przeciwko nam i jak widać skutecznie — mówił po spotkaniu wypożyczony z Rakowa Częstochowa bramkarz Garbarni Xavier Dziekoński. Dla nas w ostatnich kolejkach liczy się przede wszystkim wynik, bo on przybliża nas do zrealizowania naszego marzenia. Pomimo tego, że determinuje nas wynik, to dzisiaj zrobiliśmy to w mojej ocenie pod dobrą kontrolą, bo w pierwszej połowie mieliśmy dość dużą przewagę i ta piłka była u nas i stwarzaliśmy sobie sytuacje, nie pozwalając przeciwnikowi rozwinąć skrzydeł. Druga połowa to już nasza gra z premedytacją, gdzie mieliśmy ten wynik w miarę korzystny i chcieliśmy wykorzystać to, że za plecami przeciwnika będzie bardzo dużo przestrzeni i grać dłuższym podaniem wciągając go w jakiś sposób na własną połowę. To nam się udawało i jedna z tych sytuacji dała nam trzecią bramkę. Szkoda, że nie ustrzegliśmy się delikatnego błędu przy stałym fragmencie gry, gdy piłka spadła zawodnikowi gospodarzy pod nogi i nastąpiła tzw. egzekucja, ale do końca dobrze, skutecznie i mądrze broniliśmy. Niezmiernie gratuluję mojej drużynie zwycięstwa i bardzo zdeterminowanej postawy w dniu dzisiejszym. Oczywiście chciałbym też pogratulować naszym kibicom i podziękować im za przybycie, bo w dniu dzisiejszym była ich tak olbrzymia liczba, że można się było poczuć, jakbyśmy grali u siebie. Świetny doping i wsparcie przez całe spotkanie i odwdzięczamy się im tym zwycięstwem — stwierdził z kolei na pomeczowej konferencji prasowej trener „Czarnych Koszul” Rafał Smalec.

Kolejny bardzo ważny krok w kierunku utrzymania wykonały rezerwy Zagłębia Lubin, które pokonały notabene najbliższego rywala Polonii — Olimpię Elbląg 1:0 po bramce w 71 minucie, mającego za sobą występy w austriackiej i tureckiej ekstraklasie Cheikhou Dienga. Wydaje się, że porażka z rezerwami „Miedziowych” definitywnie (chociaż niematematycznie) pozbawi podopiecznych trenera Przemysława Gomułki szans na zakwalifikowanie się do strefy barażowej, do której na 3 kolejki przed końcem sezonu tracą już 6 punktów.

O uratowanie drugoligowego bytu coraz bardziej może się obawiać Radunia Stężyca, która uległa na wyjeździe z nadal pozostającym w grze o strefę barażową Motorem Lublin 1:3. Fatalna seria 6 meczów bez zwycięstwa i zaledwie punkt przewagi nad strefą spadkową sprawiły, że w klubie z województwa pomorskiego zrobiło się bardzo nerwowo, a porażka w Lublinie przelała czarę goryczy, efektem czego w trybie natychmiastowym posadę wraz ze swoim sztabem stracił Ostap Markewycz, którego przynajmniej do końca sezonu zastąpi Szymon Hartman. A jak wydarzenia boiskowe skomentował były już szkoleniowiec zespołu ze Stężycy? Pierwszą połowę zagraliśmy zdecydowanie bardzo słabo. Druga połowa zdecydowanie lepsza i tak jak graliśmy w tej części, to przynajmniej trzeba było tak zaczynać spotkanie od początku. Brakowało nam tych zawodników, których niestety z nami nie ma, ale to normalna rzecz, końcówka sezonu. Mamy taką kadrę, że gdy jeden z liderów wypada, to niestety to odczuwamy. Chociaż też liczmy na zmienników i chcemy, aby pokazywali lepszą jakość, co raz wychodzi, a raz nie. Ciężko nam dzisiaj było się Motorowi przeciwstawić. Jechaliśmy na ten mecz z pomysłem, aby zdobyć punkty, co niestety się nie udało. Wynik spotkania na Arenie Lublin otworzył w 10 minucie obrońca Motoru Michał Król, który krótko i zwięźle skomentował wydarzenia boiskowe: Zagraliśmy dobry mecz, chociaż uważam, że fragmentami mogliśmy go lepiej kontrolować. Cieszę się, że strzeliłem bramkę i udowodniłem jednej osobie z szatni, że jednak jest ta lewa noga, bo do tej pory gdzieś tam się podśmiechiwała, także to też na plus. Uważam, że wykonaliśmy dziś kawał dobrej roboty.

Do interesującej i niezwykle istotnej w kontekście zarówno walki o utrzymanie, jak i udziału w strefie barażowej konfrontacji doszło w Kaliszu, gdzie miejscowy KKS zremisował z Siarką Tarnobrzeg 2:2. Niewątpliwie po końcowym gwizdku arbitra Piotra Szczypuły, z dużo większym poczuciem niedosytu murawę stadionu w Kaliszu opuszczali goście, którzy prowadzili już 2:0 – dodatkowo od 64 minuty grając z przewagą jednego zawodnika po czerwonej kartce Kasjana Lipkowskiego. Ostatecznie w 57 minucie kontaktową bramkę dla gospodarzy zdobył Piotr Giel, a do remisu w 86 minucie doprowadził Filip Kendzia. Rozgoryczenia końcowym rezultatem nie ukrywał zresztą trener Siarki Dariusz Kantor: Po meczu czujemy ogromny niedosyt i jesteśmy bardzo źli, bo mieliśmy przeciwnika w sytuacji, gdy prowadziliśmy 2:0, mając przewagę jednego zawodnika i nie potrafimy tego dowieść. Brakuje mi słów do naszej postawy po stracie zawodnika przez zespół z Kalisza. Nie mówię nawet o strzeleniu kolejnych bramek, ale aby po prostu obronić ten wynik. Teoretycznie w końcówce mogliśmy stracić bramkę na 2:3 i dopiero byłoby to bardzo przykre. Do pewnego momentu graliśmy bardzo dobry mecz. Chciałem pochwalić zawodników za walkę, ambicje, grę w piłkę i piękne bramki. (…) Jestem bardzo zniesmaczony tym meczem — końcówką, bo mieliśmy przeciwnika na łopatkach, ale niestety w takich momentach trzeba go dobić i pojechać do Tarnobrzega z 3 punktami, a tak zostaje 1 punkt, która przedłuża naszą nadzieję. Zostały 3 mecze i myślę, że zawodnicy zobaczyli, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Co oczywiste z wyniku i postawy swojej zawodników nie był również zadowolony szkoleniowiec gospodarzy Bartosz Tarachulski: Nie zagraliśmy dobrego meczu, gdzie pierwsza połowa jest do zapomnienia. Zostały 3 mecze i prawdopodobnie niestety dzisiejszym spotkaniem oraz wynikiem zaprzepaściliśmy swoje szanse awansu bezpośredniego i pozostaje walka o baraże. Zrobimy wszystko, aby się w tych barażach znaleźć i je wygrać. Mamy swoje problemy nie pierwszy raz. Niestety kolejni zawodnicy zostali dzisiaj wykartkowani i na kolejny mecz pojedziemy osłabieni. Do tego kilku zawodników jest kontuzjowanych. Ławka rezerwowych jest krótka, o czym mówiliśmy wcześniej i gramy tym, co mamy. Niektórzy zawodnicy są zmęczeni i troszkę słabiej wyglądają fizycznie, co widać. (…) Mimo wszystko ten punkt trzeba szanować, bo wywalczyliśmy go w dziesięciu. Także chwała tutaj dla chłopaków, którzy do końca wierzyli, że ten wynik będzie taki jaki powinien. Zabrakło niewiele, żeby rozstrzygnąć ten mecz na naszą korzyść.

W drugim spotkaniu tej kolejki, który nie przyniósł rozstrzygnięcia, Pogoń Siedlce zremisowała z Hutnikiem Kraków 0:0.

W jedynej konfrontacji zaplanowanej na niedzielę i zarazem spinającej klamrą tę serię gier, rezerwy Śląska Wrocław przegrały u siebie z rezerwami Lecha Poznań 1:2 i do ostatniej „bezpiecznej” czternastej pozycji gwarantującej utrzymanie tracą już 4 oczka.

Tomasz Figat