fot. KKS Kalisz

20 bramek, na które złożyło się 5 zwycięstw gospodarzy, zaledwie 1 wygrana gości i 3 remisy. Tak od strony statystycznej prezentuje się zbiorczy bilans zakończonej dziś 33 serii gier II ligi. Serii o tyle wyjątkowej i ciekawej, że poza dwoma wyjątkami praktycznie nie było niej meczów o nic, w efekcie czego poznaliśmy dwóch kolejnych spadkowiczów do III ligi. Tradycyjnie nie zabrakło elementów, za które II ligę kochamy najbardziej, czyli dramatyczne zwroty akcji, nieoczywiste wyniki, barwne i niekiedy bardzo emocjonalne komentarze trenerów na konferencjach prasowych oraz inne okołomeczowe ciekawostki. O tym wszystkim przeczytacie w Waszym wyczekiwanym, ulubionym i jedynym w swoim rodzaju podsumowaniu wydarzeń z drugoligowych aren!

Pierwszym aktem tej arcyciekawej kolejki było piątkowe starcie Górnika Polkowice z warszawską Polonią, która po przypieczętowanym w ubiegłym tygodniu awansie do Fortuna I ligi, jak można się było spodziewać przyjechała na Dolny Śląsk w mocno przemeblowanym składzie, gdzie swoją szansę dostali głównie dotychczasowi zmiennicy. Ekipa gospodarzy przywitała gości z honorami, robiąc świeżo upieczonym mistrzom II ligi okazały szpaler. Na boisku jednak gościnności nie było i ostatecznie dobiegła końca imponująca seria „Czarnych Koszul” 10 spotkań bez porażki, a bezcenne w kontekście utrzymania 3 punkty zostały w Polkowicach po dublecie Mateusza Magdziaka, który wspomnianymi trafieniami wprowadził siebie, kolegów z drużyny i miejscowych kibiców w weselny nastrój i to dosłownie, ponieważ już dzień później stanął na ślubnym kobiercu. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że zagraliśmy chyba najsłabszy mecz w tej rundzie. (…) Przykra porażka, ze względu na to, że chcieliśmy zakończyć ten sezon zwycięstwami. Na pewno nie będziemy nad tym rozpaczali. Przed nami jeszcze jeden domowy mecz z Motorem Lubin, który chcemy dla naszych kibiców koniecznie wygrać. (…) W dniu dzisiejszym przegraliśmy, bo byliśmy słabsi od gospodarzy. Gratulacje zwycięstwa i powodzenia w walce o utrzymanie — skwitował swoją pomeczową wypowiedź trener Polonii Rafał Smalec. Tak jak Polonia z przebiegu całego sezonu zasłużyła na ten awans, to mało która drużyna, a dziś nawet przy takich roszadach wielokrotnie nas zdominowała. My graliśmy mecz o życie i tak to wyglądało — dużo determinacji, biegania i cech wolicjonalnych ze strony mojego zespołu. Trener Polonii twierdzi, że jest to ich najsłabszy mecz, a ja chciałbym taki najsłabszy mecz zagrać — kurtuazyjnie stwierdził opiekun gospodarzy Tomasz Grzegorczyk. Konsekwencją takiego rozstrzygnięcia był również fakt, że poznaliśmy kolejnego po Siarce Tarnobrzeg spadkowicza, gdyż ostatnich i tak już bardzo nikłych i matematycznych szans na utrzymanie, pozbawiona została Garbarnia Kraków.

Mimo że zdegradowana dzień wcześniej Garbarnia przystępowała do starcia z Olimpią Elbląg ze świadomością utraty jakichkolwiek szans na uratowanie ligowego bytu, to ciężko krakowianom odmówić profesjonalizmu i ambicji, ponieważ już po pierwszych dwunastu minutach wyjazdowego starcia z Olimpią Elbląg prowadziła 2:0 po dublecie Patryka Walczaka. Finalnie jednak gospodarze byli w stanie doprowadzić do wyrównania i gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się podziałem punktów – „Brązowych” w 90 minucie pogrążył Maciej Famulak i 3 punkty zostały w Elblągu.

Bardzo ważny krok w kierunku utrzymania zrobiła Radunia Stężyca, która po serii 7 meczów bez zwycięstwa pokonała na wyjeździe Pogoń Siedlce 1:0 po bramce z rzutu karnego Mateusza Kuzimskiego w 78 minucie i aby utrzymać się na drugoligowym froncie bez oglądania się za plecy rywali – w ostatniej kolejce sezonu ekipie z Pomorza wystarczy zaledwie remis w domowym starciu ze Stomilem Olsztyn. Ponadto wynik z Siedlec spowodował, że do grona spadkowiczów dołączyły także rezerwy ekstraklasowego Śląska Wrocław.

Biorąc pod uwagę wyliczenia matematyczne, na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek w najtrudniejszej sytuacji w kontekście utrzymania są rezerwy innego eskstraklasowicza tj. Zagłębia Lubin, które uległy w wyjazdowej konfrontacji z Motorem Lublin 0:2, dodatkowo grając przez większość spotkania z przewagą jednego zawodnika, po czerwonej kartce Przemysława Szarka w 24 minucie. Zrozumiałego rozgoryczenia po spotkaniu nie ukrywał szkoleniowiec rezerw „Miedziowych” Paweł Sochacki: Ciężko mi zebrać myśli, ciężko opanować emocje, bo popełniliśmy takie błędy, straciliśmy takie bramki, które na tym poziomie są niedopuszczalne. Jest niedopuszczalne, żeby w takim meczu i z tak dobrze zorganizowaną drużyną, jak Motor, popełnić tak proste błędy i stracić dwie bramki. Jest nam ciężko. Zrobiliśmy coś fajnego przez ostatnie pięć tygodni i na kolejkę przed końcem wracamy do miejsca, w którym byliśmy, czyli znowu nasze utrzymanie jest zależne od kogoś innego. Jest do dla nas trudna sytuacja i też nie chcę na gorąco powiedzieć czegoś za dużo i przepraszam, ale nie chcę podsumowywać tego meczu, bo targają jeszcze nami emocje. W całkowicie innym nastroju, ale zarazem w swoim niepodrabialnym stylu, wydarzenia boiskowe skomentował opiekun gospodarzy Gonçalo Feio: Wielu ludzi o tym nie myśli, ale jako sztab, jako trener, jako klub – trzeba mieć odwagę, żeby wystawić tak młody skład w lidze dla dorosłych. Wiem, że dziś rezerwy Zagłębia praktycznie przypieczętowały fakt, że mogą się pożegnać z ligą, ale słowa uznania, bo tak jak mówię jest kilka klubów, które szkolą piłkarzy na poziomie Ekstraklasy oraz międzynarodowym i Zagłębie Lubin na pewno jest jednym z nich, także należą im się słowa uznania. (…) To ogromne wyróżnienie i duma prowadzić zespół Motoru. Pamiętam moją pierwszą konferencję tutaj, gdy powiedziałem, że nie zawsze będziemy wygrywać, ale na pewno kibice Motoru będą z tej drużyny dumni, bo niezależnie co się będzie działo na boisku, ten zespół będzie grał swoją tożsamość, ze swoim poświęceniem i szacunkiem dla klubu, który reprezentujemy oraz drużyny, którą tworzymy. Dziś po raz kolejny w dużym stopniu się to potwierdziło. Podziękowania dla kibiców za nieustanny doping i wiarę w nas. (…) Mecz, w którym na samym początku nie dominowaliśmy na tyle, ile byśmy chcieli, ale wydaje mi się, że był pod naszą kontrolą i z minuty na minutę coraz częściej odstawaliśmy się do ostatniej tercji rywala i mieliśmy parę odbiorów na połowie przeciwnika, które mogliśmy też trochę lepiej wykorzystać, ale czuć było coraz większą dominację z naszej strony. Wynikiem tej dominacji była bramka na 1:0 Jakuba Lisa, który dzięki pracy rozwija się niesamowicie i zasługuje na to, co mu się przydarzyło. Potem zdarzyły się rzeczy, których wolę nie komentować. Nie analizowałem meczu i nie będę się wymądrzał. Na pewno różne były emocje ze strony naszej drużyny z tym związane. Więcej nie powiem, bo jeszcze mnie wsadzą do więzienia. Wracając do piłki nożnej – niezależnie od tego, co się dzieje na boisku, chcemy mieć plan na wszystko. Po czerwonej kartce byliśmy przygotowani na grę w niedowadze i to nie jest pierwszy raz w tym sezonie, że tak urywamy trzy punkty i robiliśmy to konsekwentnie. Oczywiście wielkie poświęcenie i kapitalna mentalność moich piłkarzy. (…) Mieliśmy więcej sytuacji, grając w dziesięciu, szczególnie w drugiej połowie. W pierwszej połowie bardziej zarządzanie bez piłki z naszej strony, a druga połowa, to już lepsze decyzje po odbiorze i decyzje w ataku posiadając piłkę. Jednocześnie wynik tego spotkania zapewnił utrzymanie drugoligowego bytu dla Hutnika Kraków.

W najciekawiej zapowiadającej się konfrontacji spośród spotkań zaplanowanych na sobotę – Znicz Pruszków pokonał u siebie Wisłę Puławy 1:0 po bramce z 67 minuty pewnie zmierzającego po koronę króla strzelców ligi Macieja Firleja, dla którego było to już 21 trafienie w bieżących rozgrywkach, a wygrana definitywnie zapewniła pruszkowianom udział w barażach o I ligę. W pierwszej połowie jeszcze byliśmy sobą i był to zespół, który dawał na boisku to, co kibice z Puław i my wierzyliśmy, że będziemy potrafili zapunktować na tym trudnym terenie. (…) W drugiej połowie byliśmy bez sytuacji. W tej lidze nie można grać równych meczów, bo każdy z nas miałby po 70 punktów. Nie pokazaliśmy zbyt dużych umiejętności – zwłaszcza w drugiej połowie i dlatego przegraliśmy. Ani z jednej, ani z drugiej strony tych sytuacji nie było, żebyśmy mogli mówić, że to był wspaniały mecz. Mam nadzieję, że w telewizji to lepiej wyglądało niż na żywo, ale mam nadzieję, że wszyscy śpią i jutro zapomną o tym spotkaniu, a zwłaszcza my — mówił tuż po spotkaniu trener gości Mariusz Pawlak. Jak zwykle nieszablonowo, ale i bardzo emocjonalnie przebieg spotkania skomentował trener gospodarzy Mariusz Misiura, ujawniając przy tym kilka okołomeczowych ciekawostek… Chciałbym podziękować w pierwszeństwie mojej żonie i siedmiomiesięcznej córeczce za to, że codziennie rano wstając, napełniają mnie pozytywną energią, z którą przychodzę do klubu. Dziś powiedziałem przed meczem, że zaszczytem jest bycie trenerem takiej grupy zawodników. Jeden z naszych zawodników cały tydzień leżał szpitalu, z którego wyszedł w piątek i okazało się, że ma zielone światło, żeby grać. Nie zdradzę jego nazwiska, bo być może sobie tego nie życzy. Wczoraj o godzinie 20:00 zrobiliśmy mu z Danielem Kokosińskim trening indywidualny, a dzisiaj uważam, że był jednym z najlepszych zawodników na boisku. Rezerwowi, którzy ostatnio mniej grają, cieszyli się bardzo na powrót tego zawodnika, a nie sami myśleli, żeby wskoczyć do składu, co jest czymś niesamowitym. Zgodzę się, że dzisiaj może nie było dużo sytuacji w tym meczu, ale mam wrażenie, że o te pół sytuacji zasłużenie wygraliśmy. Powiedziałem zawodnikom w szatni, że jest to mecz do jednego błędu i jeżeli będziemy zdyscyplinowani i będziemy cały czas napierać, to prędzej, czy później przeciwnik ten błąd popełni. (…) Kibice krytykowali mnie, czy Maćka Firleja za to, że nie strzelił kiedyś jednego karnego, to dziś Maciej Firlej tą bramką zapewnił nam baraże, a być może coś więcej. Więc na przyszłość mówię — więcej pokory. Tak samo w tygodniu spotykam niektórych z was i słyszę słowa typu: „musisz wygrać”, czy „musisz awansować”. Ja nic nie muszę. Żeby było jasne — ja muszę odbyć trening w poniedziałek, wtorek i środę, a na dzień dzisiejszy mam informację z Centrum Kultury i Sportu, że nie mogę wejść na boisko, bo będzie kręcony serial. (…) Chciałbym, żeby zwrócić uwagę, jacy kompetentni ludzie pracują w Centrum Kultury i Sportu, bo terminarz jest znany od początku roku, kiedy jest końcówka sezonu i kiedy są najważniejsze mecze. My teraz mamy dwa najważniejsze tygodnie i w te dwa najważniejsze tygodnie i przez te dwa najważniejsze tygodnie ja nie mam gdzie trenować z drużyną, to pytam się, czy zarządzają tym kompetentni ludzie? Ktoś mi powie, że zespół ma się rozwijać i dobrze przygotowywać do baraży, ale gdzie mamy się przygotowywać do tych baraży? Czy taki sam problem mają zespoły, z którymi rywalizujemy? Nie, ale później, kiedy przyjdzie do bezpośredniej rywalizacji, ktoś powie „nieprzygotowani”. Cieszę się bardzo, że ważne osoby w naszym mieście były dziś na obiekcie i chciałbym, żeby zwróciły uwagę na ten problem, bo uważam, że to, co w tym sezonie robi ten klub, zaczynając od prezesa, dyrektora, sztabu, a kończąc na świetnych zawodnikach, to jest coś niesamowitego. (…) Jeżeli jutro zamknie się dla nas szansa na bezpośredni awans, to na pewno do Krakowa na mecz z Hutnikiem nie zabiorę wszystkich zawodników, bo chcę żeby wtedy w meczu barażowym wszyscy zawodnicy zagrożeni kartkami zagrali.

W pierwszym ze spotkań zaplanowanych na niedzielę, punkt 12:00 doszło do konfrontacji zespołów, dla których wynik nie miał już większego znaczenia, gdzie zdegradowane do III ligi rezerwy Śląska Wrocław bezbramkowo zremisowały z Hutnikiem Kraków, który z kolei dzień wcześniej dzięki porażce rezerw Zagłębia Lubin z Motorem Lublin, zapewnił sobie utrzymanie na drugoligowym froncie.

Praktycznie tak samo albo bardzo podobnie można by zaanonsować rozpoczęte godzinę później spotkanie rezerw Lecha Poznań z GKS-em Jastrzębie. W starciu ekip, którym nie grozi już ani spadek, ani walka o baraże, również nie doczekaliśmy się rozstrzygnięcia, a po końcowym gwizdku arbitra Piotra Pazdeckiego na tablicy świetlnej stadionu we Wronkach widniał wynik 1:1.

Całkowicie odmienna ranga i presja wyniku towarzyszyła zawodom w Olsztynie, gdzie o 15:00 naprzeciw siebie stanęły ekipy Stomilu oraz Siarki Tarnobrzeg. O ile dla zdegradowanej już do III ligi Siarki, wynik tego starcia nie miał już większego znaczenia, tak olsztynianie, jeżeli chcieli realnie przybliżyć się do zajęcia premiowanego bezpośrednim awansem drugiego miejsca w tabeli — musieli bezwzględnie to spotkanie wygrać. Od 34 minuty wszystko szło zgodnie z planem, kiedy to na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Hubert Krawczun, dodatkowo w 56 minucie gości mógł dobić Piotr Kurbiel, jednak egzekwowany przez niego rzut karny wybronił Jakub Jędrychowski, dla którego był to debiut w pierwszym składzie Siarki. Role odwróciły się 79 minucie, gdy prowadzący zawody Flip Kaliszewski, tym razem podyktował jedenastkę dla gości, jednak gospodarzy z opresji wybawił Jakub Mądrzyk, wyczuwając intencje Lukáša Hrnčiara. Niestety dla miejscowych, rzeczony Mądrzyk już minutę później był bezradny po uderzeniu Krzysztofa Zawiślaka i sensacyjny podział punktów stał się faktem. Zadowolenia z postawy swoich podopiecznych na pomeczowej konferencji prasowej nie krył trener gości Dariusz Kantor: Chciałbym pogratulować chłopakom dobrego występu, bo przyjechaliśmy do drużyny, która aspiruje do bezpośredniego awansu, a wydaje mi się, że długimi momentami byliśmy drużyną lepszą. Oprócz posiadania piłki, po prostu po piłkarsku wyglądaliśmy od drużyny Stomilu lepiej. Też powiedziałem chłopakom w szatni, jak nieduża granica jest pomiędzy drużyną, która aspiruje do bezpośredniego awansu, a drużyną, która spada. (…) Bardzo ubolewamy nad tym, że w przyszłym sezonie zagramy w III lidze, bo w II lidze bardzo nam się podobało. Jak nie trudno się domyślić, zupełnie inne emocje towarzyszyły pomeczowej wypowiedzi trenera olsztynian Szymona Grabowskiego: Siedzą we mnie jeszcze duże emocje i postaram się krótko streścić to, co się dzisiaj stało, a stało się to, że spotkały się dwie drużyny, które podchodziły do tego meczu na różnych emocjach. Wiadomo, że Siarka jest zdegradowana, a my mamy swoje cele, o które nieustannie walczymy. Myślę, że w pierwszej połowie ten mecz powinien być zamknięty i wynik powinien być dużo wyższy niż był. Nie wykorzystaliśmy sytuacji i momentów, po których zachowywaliśmy się źle w pobliżu pola karnego, a na pewno nie tak jak powinniśmy, czy mieliśmy się zachowywać. Stąd wynik tak, a nie inny. Mieliśmy ten mecz na zamknięcie na początku drugiej połowy, jednak stało się inaczej. Daliśmy po prostu możliwości ku temu, żeby Siarka zdobyła bramkę i myślę, że nawet w końcówce nie zapracowaliśmy tak jak dotychczas pod kilkoma względami, że nawet ta 93 minuta nie okazała się dla nas szczęśliwa, bo też mieliśmy te sytuacje. Dopisujemy punkt i dalej walczymy o miejsce szóstce.

Wynik spotkania w stolicy Warmii i Mazur otworzył autostradę do I ligi dla Kotwicy Kołobrzeg, która w bezapelacyjnym hicie tej serii gier była podejmowana przez KKS Kalisz i w przypadku wygranej świętowałaby historyczny awans na zaplecze Ekstraklasy. KKS chcąc realnie myśleć o udziale w barażach, także potrzebował trzech punktów jak tlenu, co dodawało tej rywalizacji dodatkowego smaczku. Gdy w 33 minucie Jakub Szarpak pokonał Macieja Krakowiaka, zapewne niektórzy kibice Kotwicy powoli zaczynali chłodzić szampany, tudzież inne trunki i przygotowywać się do świętowania upragnionego awansu swoich ulubieńców do Fortuna I ligi. Jak pokazał czas, były to jednak zaledwie miłe złego początki. Już dwie minuty później stan rywalizacji wyrównał Kasjan Lipkowski, a po przerwie gospodarze zaaplikowali podopiecznym Macieja Bartoszka jeszcze 3 bramki i zamiast w szampańskich, przyjezdni wracali do Kołobrzegu w bardzo minorowych, żeby nie powiedzieć podłych nastrojach.

Tomasz Figat