
Długimi miesiącami z wielkim zaciekawieniem, ale i też z jeszcze większym podziwem śledziliśmy losy Wisły Puławy. Nieustanne problemy organizacyjno-finansowe, utrata sponsora tytularnego, która doprowadziła klub na skraj bankructwa oraz przede wszystkim sklecony naprędce skład z ogromnymi pokładami boiskowej ambicji. Mimo wielu zaskakujących zwrotów akcji Dumie Powiśla tym razem oszukać przeznaczenia się nie udało.
Na początek powiedzmy to sobie szczerze: tym, którzy kibicowali Wiśle Puławy łatwo w ostatnich latach nie było. Historyczny sezon 2015/2016 i awans na zaplecze Ekstraklasy bez konieczności rozgrywania dodatkowego barażu (Zawisza Bydgoszcz bez licencji) okazał się początkiem – jak się później okazało – niekończących się problemów, czego następstwem była nieustanna wędrówka po różnych poziomach rozgrywkowych. Aż do sezonu 2021/2022, gdy Duma Powiśla na dobre zadomowiła się w II-ligowej rzeczywistości z opcją awansu przez baraże, za którymi wówczas stał pracujący w Puławach przez ponad trzy lata Mariusz Pawlak.
Tocząca się walka z problemami w Puławach szerokim echem rozniosła się, gdy z ust trenera Pawlaka na konferencji prasowej padły słowa o tym, że z kranów nie leci whisky. Kilka miesięcy później, próby ratowania 100-letniego dorobku klubu na ławce trenerskiej podjął się najpierw jesienią Michał Piros, a później wiosną Mikołaj Raczyński. Temu drugiemu, w samej końcówce sezonu, dzięki ambitnej postawie zespołu (cztery mecze bez porażki) udało się zatrzymać Wisłę w II-ligowym korycie. – Praca z Wami to była czysta przyjemność, bo to Wy byliście głównymi aktorami (i to świetnymi aktorami), dzięki którym miasto Puławy może szczycić się drużyną na poziomie centralnym – dziękował na koniec swojej pracy Raczyński, który miał pełną świadomość dramatycznej sytuacji w klubie.
PIŁKARSKA WĘDRÓWKA WISŁY PUŁAWY:
2016/2017 – AWANS DO I LIGI
2017/2018 – SPADEK DO II LIGI
2018/2019 – SPADEK DO III LIGI
2020/2021 – AWANS DO II LIGI
2024/2025 – SPADEK
Całkowite odłączenie respiratora przez Grupę Azoty Puławy nie mogło oznaczać niczego dobrego. Cisza, która rok temu dochodziła z Puław nie dawała nadziei nawet na przystąpienie do rozgrywek. Decyzja – choć niezwykle przykra i bolesna – została odroczona w czasie, bo sklecona naprędce Wisła pod wodzą kompletnie anonimowego na ławce trenerskiej Macieja Tokarczyka (wcześniej Stal Łańcut w IV lidze) podjęła rękawice i walczyła do końca. Choć tak naprawdę prawdopodobnie na palcach jednej ręki bez dwóch obciętych palców moglibyśmy policzyć spotkania poprzedniego już sezonu, do których Duma Powiśla przystępowała w roli faworyta.
Od samego początku sezonu Wisła Puławy robiła co mogła, aby oszukać przeznaczenie. Niekończące się kłopoty finansowe z brakiem wypłat przez wiele miesięcy zdawały się coraz mocniej i coraz bardziej cementować sklecony na szybko zespół. Cztery z rzędu wygrane spotkania na własnym obiekcie w pierwszej części ligowej kampanii. Do tego wiosenne zwycięstwa w Sosnowcu z Zagłębiem i w Krakowie z Wieczystą. Spisywana na straty przed sezonem finalnie nie przegrała też największej ilości spotkań w Betclic 2. Lidze. Najrzadziej z całego ligowego towarzystwa też godziła się na ligowe kompromisy, zdobywając cztery punkty mniej w stosunku do poprzedniego sezonu. O ratunku tym razem mowy być nie mogło, bo na dwie kolejki przed końcem działacze klubu z Lubelszczyzny podjęli decyzję o zgaszeniu światła.
Hubert Mikusiński