Fot. Mikey Bronowski / MikeyBronowski.com

„Jak pojawiła się opcja Goczałkowic, nie zastanawiałem się w głównej mierze dlatego, że wiedziałem, że będę mógł tutaj się uczyć od tak wielkiego zawodnika, jak Łukasz Piszczek i czerpać z jego doświadczenia” – w ten oto sposób swój początek historii z LKS-em Goczałkowice-Zdrój wspomina 20-letni napastnik, Michał Nagrodzki. Zawodnik w przeszłości przywdziewał trykoty meczowe m.in. drużyn młodzieżowych oraz rezerw Zagłębia Lubin, a także Polonii Bytom. To właśnie w „Królowej Śląska” wypłynął na szerokie wody i zapracował sobie na transfer, na którym bardzo mu zależało. Poprzedni sezon upłynął mu niejako pod znakiem urazów, natomiast obecne rozgrywki otworzył dwoma trafieniami. O wchodzeniu na kolejne szczeble kariery i o tym, jak ważny dla młodego piłkarza jest nieustanny rozwój, opowiedział Ligowcowi. Zapraszamy serdecznie.

Początek twojej przygody z piłką w miarę kojarzę, bo graliśmy razem w podstawówce na turnieju i wiem, że to był jeszcze wtedy KS Polkowice. Natomiast Twój rocznik to 2003, a więc gdy Polkowice miały problemy finansowe (2013-2014) miałeś około 10 lat i postanowiłeś wtedy zmienić klub. Dołączyłeś do AP Zagłębia Lubin. Co skłoniło Cię do tego? To była wtedy decyzja rodziców, Twoja czy może wspólnie uzgodniliście, że w Lubinie będziesz miał lepsze warunki?

Wiedziałem, że Zagłębie to duży klub, duża akademia i też słyszałem od trenerów, że pytali się oni o moją osobę, jak graliśmy z nimi na różnych turniejach. Jak to usłyszałem, od razu chciałem przenieść się do Lubina, ale rodzice gdzieś uświadomili mi, że jestem jeszcze na to za młody, bo wiązało się to z tym, że musiałem między innymi samodzielnie sobie radzić z dojazdami na treningi, bo rodzice pracowali. Finalnie to wyglądało tak, że widziałem się z rodzicami tylko rano i potem dopiero wieczorem, a cały dzień musiałem sobie dać radę samemu. Bodajże po dwóch latach odkąd usłyszałem, że Zagłębie się dopytuje o mnie, dołączyłem do Lubina i miałem wtedy 12 lat dokładnie.

Jakie sukcesy wspominasz najcieplej? Co najbardziej zapadło Ci w pamięć z tego okresu i z kim najbardziej Ci się układała współpraca na boisku?

Na pewno zapadło mi w pamięć, jak zdobyliśmy mistrzostwo Polski w CLJ U15. Pamiętam, że zwyciężyliśmy pewnie swoją grupę i awansowaliśmy do półfinału, gdzie trafiliśmy na Pogoń Szczecin, która naszym zdaniem była najsilniejszą z tych wszystkich drużyn, które do półfinału się dostały. Wygraliśmy z nimi w dwumeczu. Potem w finale wiedzieliśmy, że raczej nic cięższego nas nie spotka niż Pogoń i się – można powiedzieć – nie myliliśmy, bo w finale pewnie wygraliśmy 3:0 z Escolą Varsovia i zostaliśmy mistrzem.

Pamiętasz może, z kim Twój zespół mierzył się w finale turnieju „KGHM Zanam Polkowice Football Cup” w 2016 roku, gdzie strzeliłeś dwie bramki? Pytanie za sto punktów.

Jeśli mam być szczery, to nie (odpowiedź: MFK Trutnov), ale te dwie bramki na pewno utkwiły mi w głowie. Pamiętam, że w dzień rozgrywania tego turnieju słabo się czułem, przez co byłem nieco zaniepokojony, bo na pewno chciałem dobrze wypaść, szczególnie że był on rozgrywany w Polkowicach. Do tego momentu nie do końca byłem z siebie zadowolony, ale w tym finale udało się zagrać całkiem niezły mecz, strzelić te dwie bramki, które dały nam zwycięstwo w tym turnieju i ta końcówka na pewno na plus.

Później załapałeś się na grę w zespole Zagłębia U19 i zadebiutowałeś w III lidze w drugim zespole w meczu domowym ze Stalą Brzeg. To wszystko działo się w sezonie 2020/21. Nie grałeś wówczas dużo, a raczej wchodziłeś z ławki – miałeś też dużą i młodszą konkurencję, bo w CLJ swoje szanse dostawali m.in. dzisiejsza gwiazda Miedziowych, Tomasz Pieńko czy też Oliwier Sławiński. Jak całe zamieszanie związane z pandemią wpłynęło na Ciebie, Twoje przygotowanie do meczów, jak trenowałeś? Odczułeś właśnie wtedy potrzebę zmiany otoczenia?

Po pandemii się cieszyłem, że mogę wrócić do trenowania z drużyną po tak długim czasie, że niedługo zacznie się liga i też nie miało to żadnego wpływu na przygotowania do meczu, bo trenowaliśmy i wszystko wyglądało tak samo, jak przed pandemią. Od momentu, jak dołączyłem do zespołu U18, zaczął się słaby czas dla mnie, bo mało grałem, nie czułem zaufania trenera, a przede wszystkim nie widziałem, żeby klub miał jakiś plan na mój rozwój. To była główna przyczyna, dla której chciałem zmienić otoczenie.

We wrześniu 2021 dołączyłeś do Polonii Bytom na zasadzie wypożyczenia. Na początku grałeś w drużynie juniorów u Tomasza Włoki. Po transferze wspomniałeś, że „chciałbyś udowodnić trenerowi, że zasługujesz na grę w pierwszym zespole, czujesz się mocny i nie obawiasz się nadmiernie rywalizacji”. Z perspektywy czasu, czujesz się spełniony i uważasz, że wykorzystałeś szansę w stu procentach?

No tak, dołączyłem do Polonii, gdzie chciałem grać na poziomie seniorskim. Wiedziałem, że Polonia ma aspiracje na awans, a ja przychodzę nie do końca w formie, bardziej się odbudować. Nie przestraszyłem się, chciałem jak najszybciej wywalczyć sobie miejsce w składzie, żeby tych minut zagrać jak najwięcej. Z perspektywy czasu – późno dostałem tę szansę i zaufanie od trenera, czego żałuję, bo na pewno jakbym podtrzymał dyspozycję z meczów, w których grałem i zagrał ich jeszcze więcej – mógłbym się dużo bardziej rozwinąć.

Pod koniec sezonu 2021/22 udało ci się nawet „na pożegnanie” już w seniorach strzelić hat-tricka w meczu z Foto-Higieną Gać, a Polonia ostatecznie zajęła 3. miejsce w lidze. Skończyło się Twoje wypożyczenie i wróciłeś na moment do rezerw Zagłębia, które… z pierwszego miejsca awansowały do II ligi. Ciebie natomiast wypatrzył Twój obecny pracodawca – LKS Goczałkowice-Zdrój. Jak to się stało? Ta oferta gdzieś wisiała już w powietrzu od dłuższego czasu czy nadeszła niespodziewanie?

Wyglądało to tak, że już pod koniec sezonu wiedziałem, że Polonia jest ze mnie zadowolona i że będą chcieli, żebym został u nich na dłużej. Przynajmniej na kolejny rok, co finalnie z różnych względów się nie udało. Gdy poszła informacja, że nie będę już ich zawodnikiem, miałem parę ofert od drużyn z tej samej ligi, ale jak się dowiedziałem, że jest opcja właśnie Goczałkowic, to nawet się nie zastanawiałem, tylko pojechałem tam. Po tygodniu już ustaliliśmy warunki i się bardzo cieszę, że zostałem wykupiony przez Goczałkowice z Zagłębia. Teraz jestem ich zawodnikiem i rozgrywam tutaj już swój drugi sezon.

Udaje Ci się znaleźć czas, by śledzić mecze Polonii czy też Zagłębia?

Żeby śledzić, to tak. Gdzieś tam widzę, jak wyglądają wyniki w poszczególnych spotkaniach. Natomiast żeby obejrzeć mecz czy coś, to raczej nie, raczej z tym jest ciężko.

Część zawodników w Twoim wieku z awansu by się cieszyła i nie decydowała na zmianę barw licząc, że trener da szansę na chociaż kilka minut. Ty natomiast postanowiłeś zostać w III lidze. Miało tutaj znaczenie to, że jesteś nieco ograny na tym poziomie?

Tak jak wcześniej mówiłem – czułem, że Zagłębie nie ma na mnie planu i nie widziałem tam swojej przyszłości. Nawet po tym, jak skończyło się wypożyczenie z Polonii, wiedziałem, że nie chcę zostać w Lubinie, że będę chciał znaleźć sobie inny klub i bardzo się cieszę, że Goczałkowice postanowiły mnie wykupić z Zagłębia, bo bardzo mi na tym zależało.

Będąc w temacie Goczałkowic, nie mogę nie zapytać o Łukasza Piszczka. Wielkie nazwisko, które w młodym chłopaku z Polkowic jeszcze dziesięć lat temu musiało budzić zachwyt i zapewne nie przypuszczałeś wtedy, że przyjdzie Ci grać z byłym obrońcą Borussii Dortmund i 66-krotnym reprezentantem Polski w jednej drużynie. Jak wielką rolę odgrywa Łukasz Piszczek dla Ciebie i dla całego zespołu?

Dokładnie. Wracając jeszcze do wcześniejszego pytania – jak pojawiła się opcja Goczałkowic, nie zastanawiałem się w głównej mierze dlatego, że wiedziałem, że będę mógł tutaj się uczyć od tak wielkiego zawodnika jak Łukasz Piszczek i czerpać z jego doświadczenia. Czułem, że jest to dla mnie bardzo dobre miejsce na rozwój i to podtrzymuję do tej pory, bo czuję, jak bardzo rozwinąłem się przez ten ostatni rok tutaj. Jeśli chodzi o to, jaką rolę odgrywa… dla mnie bardzo dużą. Dla drużyny z pewnością też, bo widać, że dużo lepiej gramy, kiedy jest na boisku. Dyryguje nami, potrafi do nas dotrzeć i czujemy się zdecydowanie pewniej. Uważam, że przez ostatni rok rozwinąłem się najbardziej w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką.

Wiemy obaj dobrze, że zanim Łukasz Piszczek został obrońcą, był napastnikiem – tak jak i Ty. Nie masz gdzieś z tyłu głowy przeczucia, że Ciebie może spotkać podobny scenariusz? (śmiech)

Nie, myślę, że nie (śmiech). Ja też jakiś czas byłem prawym obrońcą. Byłem też skrzydłowym, grałem na różnych pozycjach. Ostatnimi czasy już raczej gram z przodu, najczęściej na pozycji numer dziewięć i myślę, że właśnie gdzieś w ataku to jest taka moja naturalna pozycja.

W zeszłym sezonie w 27 spotkaniach trafiłeś do siatki 5 razy i zaliczyłeś 3 asysty. Spędziłeś na boisku niemal dwa razy więcej minut niż dwie wcześniejsze kampanie (wliczając CLJ) razem wzięte. Można powiedzieć, że Twoja kariera nabiera tempa i w końcu grasz tyle, ile byś chciał?

Myślę, że końcówka sezonu była dla mnie udana przede wszystkim i można powiedzieć, że nabiera to tempa. W pierwszej rundzie miałem swoje problemy ze zdrowiem, nie czułem się dobrze. Początek drugiej rundy też uraz, musiałem się leczyć przez jakiś czas. Ominęło mnie sporo meczów i dopiero jak doszedłem w pełni do zdrowia, zacząłem grać regularnie. Czułem się dobrze i na pewno to, że zbliżał się koniec sezonu, nie było dla mnie dobrą informacją. Czułem, że się dopiero rozkręcam. Żałowałem, że tych meczów już nie będzie więcej, bo chciałem jeszcze grać po tym, jak byłem przez pół rundy kontuzjowany.

Ten sezon rozpoczął się dla Ciebie również świetnie, bo w 4 meczach zdobyłeś już 2 gole i jedną asystę. Jaki jest Twój personalny cel, oczywiście poza awansem?

Przede wszystkim chcę pomagać drużynie, jak najbardziej mogę, w każdym meczu. Wiadomo, że zdobywanie bramek i asyst to też jest moja rola, żeby wygrywać, ale nie jest to najważniejsze. Najważniejsze jest to, żebyśmy zdobywali jak najwięcej punktów w każdym meczu i to jest nasz cel, a ja na siebie nie chcę nakładać jakiejś niepotrzebnej presji związanej z progiem strzelonych bramek czy asyst.

A jeżeli o awansie mowa – kogo upatrujesz w roli faworyta do wygrania ligi i czy podzielasz zdanie niektórych, że III liga – niekoniecznie grupa trzecia – jest ogólnie rzecz biorąc, najtrudniejsza w kontekście promocji do wyższej klasy rozgrywkowej i wymaga reformy?

Myślę, że ciężko wskazać jednego faworyta do awansu. Teraz też dwie mocne drużyny spadły z II ligi i na pewno będzie parę zespołów, które będą się biły o ten awans do samego końca. Tak, podzielam zdanie. Wydaje mi się, że czasami pierwsze miejsce już jest zaklepane przez jakąś drużynę parę kolejek przed końcem sezonu, a tak to na pewno byłaby większa rywalizacja i liga byłaby ciekawsza, gdyby reszta zespołów też do końca sezonu grała o chociaż te baraże.

A my zachęcamy z całego serca do rzucenia okiem na rywalizację wymienionych zespołów, bo już w niedzielę o godzinie 17:00 na stadionie przy ul. Kopalnianej 4 w Polkowicach miejscowy Górnik będzie mierzył się właśnie z LKS-em Goczałkowice-Zdrój.

Michał, życzymy Ci wspaniałego rozwoju, wielu asyst oraz oczywiście bramek!

Sornat Piotr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.