Całkiem nie przypadkowo w środę napisałem o rozgrywkach III ligi  gr. 4, że to prawdziwa kraina kontrastów. No, bo jak tu nie pisać o indywidualnych różnicach i drużynowych dysproporcjach, gdy po jednej stronie ma się krezusa z Krakowa podpalającego rynek transferami, których nie powstydziłaby się Ekstraklasa, a po drugiej stronie są wiążące koniec z końcem zespoły z Sieniawy czy z Radzynia Podlaskiego. Jak tu nie mówić o sprzecznościach, gdy jedni ściągają Małeckiego, Pazdana, a za chwilę może i Góralskiego, a drudzy biorą małolatów na dorobku.

Łódzkie kluby, Polonia Warszawa, Stal Rzeszów, Motor Lublin, Stal Stalowa Wola – przez ostatnie lata na tym poziomie rozgrywkowym występowało wiele znanych i uznanych marek. Części udało się szybciej wydostać, a innym zajęło to znacznie dłużej. Nie wiem, czy w Polsce są inne rozgrywki, gdzie skala trudności jest tak duża. Cztery grupy, a z każdej awansować może tylko jedna drużyna. Wieczysta, Avia, Garbarnia, Siarka, Podlasie – kandydatów jest wielu, a miejsce tylko jedno. I właśnie to miejsce chce zająć jedna z drużyn, które spotkają się dziś w czekającym wiele długich lat na lepsze, ligowe granie Świdniku.

Będąc kilka razy w tym miejscu (szczególnie w Parku Avia) da się zauważyć na każdym kroku, że sport w tym mieście odgrywa istotną rolę wśród ludzi. Tyle tylko, że piłka nożna od pewnego czasu pozostaje mocno w cieniu. Można nawet napisać, że futbolowy czas zatrzymał się tam w miejscu. Lata naznaczone cierpieniem poza poziomem centralnym zrobiły swoje. Ale Avia z silnym lokalnym wsparciem postawiła wszystko na jedną kartę i rzuca dziś wyzwanie Wieczystej, dla której każdy kolejny sezon spędzony w III lidze jest w pewnym sensie, jak pozostanie przez ucznia, w tej samej klasie na kolejny rok.

Mniej więcej rok temu o tej porze nasłuchałem się, że Wieczysta to wciągnie nosem te rozgrywki i bez porażki dojedzie do II ligowej mety. Ale zamiast tego wlekła się przez całą rundę jesienną za Łagowem, wiosną za Stalówką, aby finalnie dać się wyprzedzić na finiszu też Avii, która kilka dni temu straciła pierwsze punkty w Dębicy. Lider dał się ograbić ze zdobyczy Wisłoce, która dla mnie od dłuższego czasu pokazuje co najbardziej liczy się w tej paskudnej lidze. Charakter, zawziętość, determinacja, pomysł, upór i gdzieś na końcu może indywidualności albo zasobność portfela.

Czarni Połaniec, czyli obecny lider rozgrywek zdaje się potwierdzać tę regułę. Drużyna, która rok temu przegrywała mecz za meczem nagle, niespodziewanie z brzydkiego, ligowego kaczątka  przeobraziła się w łabędzia. Bez większych nakładów finansowych, nazwisk i zaplecza. Pewnie ostatecznie nie uda im się pozostać na tym miejscu, na jakim obecnie się znajdują, ale ich postawa najlepiej oddaje ducha tej ligi, w której różnice, jeśli chodzi o budżet i personalia na nierównych lub grząskich boiskach szybko znikają.

Hubert Mikusiński